Blog Image

Podróże małe i duże - na zdj. rybak po połowach, Madagaskar, Mahajanga 2020

O Blogu

Cale nasze życie to jedna wielka podróż z punktu A do punktu B i dla wszystkich te punkty są identyczne, rożni nas tylko droga z A do B, czasem nasze podróże się łączą i podróżujemy z kimś razem, a czasem tylko przecinają.

Podróż, to też: książka, cisza , obraz, trzymanie ukochanej osoby za rękę, to spotkania i rozstania,to płacz, śmiech, radość i smutek.

Piszę o swoich ´´podróżach``,piszę jak umiem, a moje przemyślenia i wynurzenia są subiektywne. W młodości chciałem zostać pisarzem, ale byliśmy ubodzy i nie stać nas było na maszynę do pisania :) i czytając o moich podróżach pamiętajcie .... nieszczęściem ludzkości jest szczelność czaszki ludzkiej.

Nie wiem jak długo i jak często będę pisał. Wiem jedno , ja zraniłem wiele osób i mnie zraniono, popełniłem wiele błędów, niestety czasu nie cofnę , ale wiem że czeka mnie nowa podróż i w dużym stopniu zależy ode mnie jaka ona będzie.

Nie mam konkretnego celu pisząc bloga, to po prostu kolejna podróż, ale jeżeli chociaż jedna osoba poczułaby się lepiej, i zmotywowałoby ją to do pozytywnych zmian i działania,to znaczy że było warto.

Dziękuję za wszystkie komentarze:)

kontakt:

otto@podrozemaleiduze.eu

Pozdrawiam wszystkich znanych mi i nieznanych czytelników.
Have a nice life :)

I oczywiście wszystkie osoby i postacie o których pisze są fikcyjne a jakakolwiek zbieżność z kimkolwiek jest przypadkowa.

Galeria zdjęć

Galleries pictures

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collections

Filmy short clips on Youtube

https://www.youtube.com/playlist?list=PLtI6MRVYbuM-h2VRctZ0pYsq4X6J09mDC


Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęćbez zgody autora zabronione.

Distribution and copy of films and photographs without permission prohibited.
All rights reserved.


Cudze chwalicie….

Uncategorised Posted on sob., 22 października, 2022 13:07

”Po ciekawe i niezwykłe historie nie trzeba jechać na drugi koniec świata. Nie znajdziesz ich też wyłącznie w telewizji. Są znacznie bliżej, niż może ci się wydawać” – cytat z książki Przemysława Kossakowskiego, byłego już męża Martynki W.

Latem miałem możliwość spędzenia trochę czasu w takim nieodkrytym dla mnie zakątku Polski jakim są Mazury. Po krótkim postoju w Nidzicy,

pierwszy dłuższy przystanek w Szczytnie.

Szczytno rozwinęło się ok. 1360 z osiedla funkcjonującego jako przedzamcze. Zamek krzyżacki zbudowany został w połowie XIV w., w miejscu wcześniejszej drewnianej strażnicy z 1266. W 1370 Kejstut  spalił krzyżacki drewniany zamek i w tym miejscu postawił kamienną warownię, która w 1410 i 1454 była przejściowo zajmowana przez wojsko polskie. Zamek, a właściwie ruiny,

są zlokalizowane pomiędzy jeziorami: Długim

a Domowym Małym.

Ciekawostką architektoniczną jest maszkaron lub makabrylła która powstała nad j. Długim w samym centrum. Inwestor kupił od miasta zabytkową wieżę ciśnień z 1908 r., wpisaną do rejestru zabytków za przysłowiową ”złotówkę”, miał ją wyremontować a na zewnątrz miała być dobudowana oszklona winda. Jako prawdziwy biznesmen, inwestor zrobił kosztorys po kupnie wieży i doszedł do wniosku ze mu się to nie opłaca, za to wpadł na pomysł ze doklei apartamentowiec do wieży, no i tak to wygląda po 20-u latach od rozpoczęcia inwestycji.

W Szczytnie zdziwiła mnie jedna rzecz, w mieście jest słynna szkoła policyjna, a ja podczas mojego wielogodzinnego pobytu nie widziałem ani jednego policjanta ?!!, chyba zostali oddelegowani w ramach szkolenia do ochrony twierdzy na Żoliborzu ?.

Kolejny przystanek Spychowo, nie wiem dlaczego Spychowo ? czy to przez Juranda ?, tak po prostu wyszło, znalazłem jakiś ośrodek i ruszyłem. Wybrałem drogę przez Świętajno.

Świętajno przywitało takimi hasłami

Wzruszyłem się,

to cudowne ze mamy takich patriotów, TU JEST POLSKA !!!

Stanica Wodna Spychowo to ośrodek rodem z PRL-u, trochę się wystraszyłem jak zobaczyłem swój domek, górny próg był na wysokości mojego czoła, no normalnie chatka dla Hobbitów albo kaczorów , musiałem przywalić głową ze 20-a razy zanim zapamiętałem że muszę się schylać, ale ogólnie nie było źle czysta pościel i co najważniejsze nie było czuć stęchlizny ani wilgoci.

Stanica leży nad przesmykiem łączącym j. Zyzdrój Wielki z j. Spychowskim.

Księżyc nad Spychowem.

Zaskoczyła mnie duża ilość dzieci ? , dopiero rano zorientowałem się ze to istny raj dla rodzin z …,

Dla najmniejszych jest jakiś kompleks gdzie te najmniejsze biegają skaczą i się czołgają drąc się w wniebogłosy, zachwycone mamuśki okopują pobliskie stoliki,

mój domek stal najbliżej tego przybytku, siedząc sobie przed domkiem, zostałem powalony wrzaskami docierającymi gdzieś z wierzchołków drzew ?, na terenie ośrodka jest tez park linowy

są tu również koniki 🙂

W okolicznościach tak pięknej przyrody

postawiłem na aktywny odpoczynek i wybrałem się kajakiem w kierunku j. Zyzdrój Wielki,

Po tej kolorowej wycieczce zgłodniałem i popłynąłem do Spychowa.

W Spychowie odbywała się akurat XIII edycja Święta Mazurskiej Dłubanki. To jedyne tego typu warsztaty wykonywania tradycyjnych łodzi jednopiennych w Polsce. Wydarzenie cieszy się dużą popularnością i sławą wśród instytucji i pasjonatów zajmujących się dawnym szkutnictwem czy rekonstrukcją historyczną.

Z jeziora Spychowskiego można popłynąć Krutynią do j. Kierwik albo jeszcze dalej do j. Zdróżno, ale to następnym razem.

No i to by było na tyle tym razem.

Wierzę w Was, dacię radę i trzymam kciuki 🙂



Shala River

Uncategorised Posted on śr., 12 października, 2022 20:38

To ostatni etap przygody albańskiej, łodzie dowożą turystów do ujścia rzeki, no i jest parę godzin na zajęcia w podgrupach.

Rzeka tworzy rozlewisko z kamienistymi wysepkami połączonymi kładkami i mostkami.

Jest tu także parę restauracji i hoteli dla tych którzy chcieliby zostać dłużej.

Woda jest bardzo zimna, ale przy tych upałach naprawdę orzeźwia. Poniżej krótka relacja filmowa ze spływu.

Podsumowując te dwa tygodnie to bylem mile zaskoczony, było bezpiecznie a ceny przystępne, nigdzie tez nie próbowano mnie oszukać czy orżnąć. Jeszcze zostało dużo do zwiedzania, chociażby Alpy albańskie z najwyższym szczytem 2764 m. n.p.m. ale to już na pewno nie w lipcu.

No i to by było na tyle.



Jezioro Koman albo Komani.

Uncategorised Posted on wt., 04 października, 2022 17:22

Nie jestem zwolennikiem organizowanych wycieczek ale zdecydowałem się wziąć udział w takiej. Pierwszy etap to podróż busikiem z Szkodry do przystani promowej nad j. Koman.

Kolejny etap to prawie godzinna podróż łodzią po jeziorze do ujścia rzeki Shala.

Jezioro Koman ( Liqeni Komanit  ) to sztuczny zbiornik w północnej Albanii który powstał w latach 1979-1988, jest zasilany przez rzekę Drin, Shala i Valbona. Jezioro Koman otoczone jest gęsto zalesionymi wzgórzami, stromymi zboczami, głębokimi wąwozami i wąską doliną. Jezioro rozciąga się na 34 km, przy szerokości 400 m. Najwęższy wąwóz ma ponad 50 m szerokości. Busik dowozi do parkingu u podnóża góry, krótka wędrówka tunelem

i docieramy do przystani promowej, skąd wypływają lodzie na wypady jednodniowe jak i prom samochodowy do Fierzy.

Poniżej filmik z wycieczki po j. Koman.

No i wszystko by było pięknie gdyby nie takie widoki.

No i dotarliśmy do ujścia rzeki Shala.

Relacja z tej części wycieczki w następnym odcinku:).



Jezioro Szkoderskie.

Uncategorised Posted on sob., 01 października, 2022 15:10

Po zwiedzaniu mostu przyszła kolej na j. Szkoderskie.

Po drodze do jeziora minąłem zamek Rozafy, upał był niemożliwy i stwierdziłem ze to nie ma sensu łazić po ruinach, fotka poniżej.

Zamek Rozafy– zamek w pobliżu Szkodry w północno-zachodniej Albanii.

Według legendy nazwa twierdzy pochodzi od imienia kobiety – Rosaphy (Rozafy), którą żywcem zamurowano w murach zamku, aby jego mury nie zawaliły się po raz kolejny.

Zamek wznosi się na skalistej górze, na południe od Szkodry, otoczony rzekami Buna i Drin. W przeszłości otoczony terenami podmokłymi, z własnym ujęciem wody był niezwykle trudny do zdobycia. Z uwagi na swoje strategiczne położenie wzgórze, na którym zbudowano zamek było zamieszkane od czasów antycznych. Na wzgórzu miała znajdować się twierdza iliryjska, opanowana przez Rzymian w 167 p.n.e.

Zamek, który przetrwał do dnia dzisiejszego, pochodzi z czasów dominacji weneckiej. Po przejęciu Rozafat w 1396 Wenecjanie dokonali jego przebudowy i umocnienia. W czasach osmańskich zamek stanowił centrum administracyjne do 1863, kiedy urzędnicy przenieśli się do miasta. Od tej pory zamek należał do garnizonu wojsk osmańskich. W historii Albanii znany jest przede wszystkim z heroicznej obrony przeciwko Turkom osmańskim w czasie w czasie bitwy o Szkodre 1478-1479. 7 kwietnia 1939 w czasie włoskiej inwazji na Albanię  dwóch oficerów albańskich ostrzeliwało z zamku oddziały włoskie, dopóki nie skończyła im się amunicja.

Zamek zachował się w dobrym stanie i jest udostępniony do zwiedzania. Łączna długość murów przekracza 600 m, otaczają one obszar o powierzchni 9 ha. ( źródło Wikipedia )

Mury Zamku Rozafy.

w drodze do jeziora zrobiłem sobie postój, nagle znikąd pojawiły się krówki, wyminęły mnie,

okazało się ze są w drodze do ”stołówki”, na pewno ich mleczko i mięsko będzie smaczne.

Droga robiła się coraz węższa ale w końcu znalazłem odpowiednie miejsce postoju, marzyłem tylko o tym żeby się zanurzyć. Jezioro Szkoderskie to największe jezioro na Półwyspie Bałkańskim, położone na granicy Albanii i Czarnogóry. 2/3 jeziora leżą w Czarnogórze, a 1/3 w Albanii. Jezioro ma charakter krasowy, a znajduje się w dolinie położonej 7 km od brzegu morza. Powierzchnia jeziora: ok. 360–550 km²,ta zmienna powierzchnia jest spowodowana wahaniami poziomu wód. Długość: 48 km Szerokość: do 25 km a maksymalna głębokość to 44 m. Awifauna Jeziora Szkoderskiego obejmuje blisko 280 gatunków ptaków, co stanowi ok. połowy wszystkich gatunków ptaków, występujących w Europie. W tym są 73 gatunki stale tu gniazdujące, 18 gatunków przelotnych, regularnie odwiedzających jezioro w czasie wiosennych i jesiennych przelotów, 45 gatunków regularnie zimujących na jeziorze, 12 gatunków regularnie spotykanych na jeziorze latem, lecz niegniazdujących oraz ok. 90 gatunków spotykanych tu nieregularnie, w tym zalatujących z sąsiednich terenów. W wodach jeziora żyje prawie 50 gatunków ryb takich jak m.in. ukleja, karp, kleń, karaś, pstrąg czy węgorz.

Już miałem zatrzasnąć drzwi samochodu, ale okazało się ze nie podróżowałem sam, nie wiem kiedy ten motyl wleciał ale wypuściłem biedaka bo by się ugotował.

no i w końcu zasłużona kąpiel 🙂

No i to by było na tyle tym razem 🙂



Most Mesi albo Ura e Mesit.

Uncategorised Posted on pt., 30 września, 2022 09:03

Przyszła kolej na zwiedzanie lokalnych atrakcji, ale najpierw udałem się do lokalnego punktu ksero żeby wydrukować bilet a za mną weszła dziewczynka, może tez chciała coś wydrukować ?

Jako pierwszy punkt zwiedzania wybrałem most Mesi, który leży parę kilometrów od centrum.

Kamienny most w miejscowości Mes to stara, turecka przeprawa przez rzekę Kir. Jest to jeden z najlepiej zachowanych na całych Bałkanach obiekt inżynieryjnej architektury osmańskiej. Trochę przypomina Stary Most z Mostaru który został zbombardowany podczas wojny w byłej Jugosławii. Most wybudowano w XVIII wieku na polecenie lokalnego paszy, Kara Mahmuda Bushati. Był przeprawą na ważnym szlaku handlowym do Prisztiny, miał trochę więcej szczęścia niż starszy brat z Mostaru, bo przetrwał wszystkie wojny, okupacje i najazdy.

Obok wybudowano most który nosi dumną nazwę – ”The New Bridge” a wyglądał tak jakby za chwile miał się rozpaść 🙂

Bylem lekko zdziwiony jak dotarłem do mostu, bo spodziewałem się takich widoczków

a tu dupa ?!! rzeka wyparowała 🙂

W Albanii widziałem w wielu miejscach tory kolejowe, ale ani jednego pociągu ?

Jeszcze selfie albo samojebka jak kto woli z Matką Teresą i

można ruszać na eksploracje jeziora Szkoderskiego, ale o tym w następnym odcinku.



Szkodra, Shkodër lub Shkodra

Uncategorised Posted on śr., 28 września, 2022 13:35

to miasto w północno-zachodniej Albanii położone nad rzeką Buna i jeziorem Szkoderskim, to największe jezioro na Półwyspie Bałkańskim, położone na granicy Albanii i Czarnogóry. 2/3 jeziora leżą w Czarnogórze, a 1/3 w Albanii. 

Pierwotnie starożytne miasto ililryjskie o nazwie Scodra, od 168 p.n.e. pod panowaniem Rzymu zasiedlone w VI–VII wieku przez Słowian. W XI wieku stolica serbskiego królestwa Zety W XII wieku opanowana przez Cesarstwo Bizantyńskie. Od końca XII wieku należało do Serbii, w latach 1395–1479 do Republiki Weneckiej następnie podbita przez Imperium Osmańskie.

Podczas I Wojny Bałkańskiej siły tureckie broniły twierdzy Szkoderskiej  przed Czarnogórcami i Serbami. Garnizon, dowodzony przez Esada pasze Toptaniego ostatecznie skapitulował w nocy 22/23 kwietnia 1913. Mocarstwa europejskie postanowiły uznać Szkodrę za stolicę nowo powstałej Albanii. Twierdzę jednak zajęła Czarnogóra chcąc ją włączyć do swojego państwa, co doprowadziło do międzynarodowej demonstracji siły przeciw Czarnogórze i opanowania miasta 14 maja 1913 przez desant mocarstw europejskich, które do wybuchu I wojny światowej zapewniały bezpieczeństwo miastu. Od 1920 miasto należy do Albanii. ( źródło Wikipedia ).

No i to by było na tyle historii z Wikipedii :), a jeżeli chodzi o sama Szkodre to raczej nie robi wrażenia, za to okolice to już całkiem inny rozdział o którym opowiem w kolejnym odcinku.

Na razie pozwiedzamy ścisłe Centrum obok którego się zatrzymałem.

To główny deptak, który w ciągu dnia raczej jest dosyć senny,

ale za to wieczorem wiele się tu dzieje, filmik poniżej.

a to z kolei uliczka która jest obok deptaka i tak wygląda w ciągu dnia

a takie wibracje wieczorem, filmik poniżej.

a tu na jednym zdjęciu deptak na prawo, a na lewo uliczka która wieczorem jest zamykana i tez są koncerty

No i nadszedł czas żeby wracać do hotelu na odpoczynek, ale znajomy Włoch namówił mnie na pójście do klubu. Klub leżał trochę na uboczu i nie wiadomo czego się spodziewać, był praktycznie pusty, bo podobno ludzie zaczynają się schodzić po 24ej, warto było, śpiewało dwóch Romów którzy zrobili mega koncert, coś fantastycznego, niestety nagrałem tylko kawałek z ich występu. Filmik poniżej.

To trzeba posłuchać na żywo, jeżeli jeszcze kiedyś pojadę do Albanii to na pewno odwiedzę Skodre tylko po to żeby ich posłuchać.

No i to by było na tyle tym razem:)



Berat

Uncategorised Posted on pt., 23 września, 2022 11:18

 Berat położone jest na stokach wzgórza, nad rzeką Osum, zwane miastem tysiąca okien. Nazwa ta wzięła się od charakterystycznie usytuowanych na stoku białych domów z rzędami drewnianych okien. ( mam nadzieje czytelniku GF, ze to wystarczy jako wyjaśnienie genezy tej nazwy 🙂

Pierwsza osada na tym terenie została założona już w II w. p. n. e. Berat jest bogaty w wiele interesujących zabytków, zwłaszcza zabudowań sakralnych. Założone w głębokiej starożytności i zamieszkane przez Ilirów miasto, w II w. p.n.e. zostało zdobyte przez Rzymian i nazwane Antipatrea. W okresie panowania bizantyjskiego miasto nosiło nazwę Pulcheriopolis i było siedzibą biskupa. W IX w. zostało zdobyte przez wojska bułgarskie, wtedy także zmieniono nazwę miasta na Beligrad (‘Białe Miasto’), z czego drogą późniejszych zmian fonetycznych powstała nazwa współczesna.

a po lewej hotel Ajka w którym się zatrzymałem

Na barierce po lewej stronie jest bukiet kwiatów, zapytałem właściciela knajpki o co chodzi ?, tydzień wcześniej matka która jechała z małym dzieckiem, przebiła barierkę i samochód wpadł do rzeki, obie zginęły.

Nad Berat góruje zamek. Twierdzę okalają potężne mury, na których mieszczą się dwadzieścia cztery wieże. Do środka zamku wchodzi się przez masywną bramę.

Jest to jeden z największych zamieszkałych zamków, całość jest w praktyce obwarowaną dzielnicą z kilkoma domami mieszkalnymi, sklepikami i restauracjami. Na terenie zamkowym znajduje się kilka cerkwi.

Zamek jest częścią legendy o dwóch braciach Tomora i Shpiraga. Zakochali się oni oboje w pięknej wróżce. Walcząc o jej względy, ranili się nawzajem codziennie. Bóg nie mogąc patrzeć na krwawą walkę braci zamienił ich w góry. Tomor to góra którą widać na horyzoncie,wierzchołki są zasypane śniegiem (2416 m.n.p.m.),

a Shpiraga (1218 m.n.p.m.) to ta pofałdowana.

Na zboczach góry został wyryty NEVER. Litery mają 150 metrów wysokości i ok. 50 metrów szerokości. Ten rnapis powstał w 1968 roku na cześć dyktatora Albanii Envera Hodży. Po obaleniu komunistycznych rządów politycy zaczęli domagać się usunięcia wyrazu powstałego na część dyktatora. Napotkano jednak niezwykłe problemy ze zniszczeniem liter – nie pomagały nawet materiały wybuchowe i napalm zrzucany przez lotnictwo. Dopiero w lipcu 2012 r. imię dyktatora zmieniło się w słowo NEVER. Za zmianą kolejności liter stanęła ta sama osoba, która pracowała przy ich powstawaniu. Z pomocą kilku mężczyzn i sprzętu do rozpylania farby zmieniła ona negatywne wspomnienia związane z dyktaturą, na manifest nawołujący do tego, by już nigdy nie dopuścić do powrotu tamtych czasów.

I to by było na tyle tym razem.



W drodze do Miasta tysiąca okien.

Uncategorised Posted on wt., 13 września, 2022 14:46

Po Sarandzie postanowiłem odwiedzić Berat – tzw. miasto tysiąca okien. Jeszcze fotka z garażu pensjonatu w którym mieszkałem.

i można ruszać przed siebie

Jak widać na poniższej mapce, droga do Berat nie powinna mi zająć więcej niż 3 godziny, postanowiłem wybrać skrót, który wydłużył czas jazdy o parę godzin :), ale po kolei.

przystanek na posiłek,

to bylo jedno z bardziej smakowitych lokalnych dan, coś w papryczkach ale co to nie wiem

jeszcze pożegnanie z pieskiem który pilnował samochodu i można jechać dalej

a tu jeszcze jeden bunkier Enwera

spotkanie z owieczkami

i krówkami

po drodze udało mi się uratować żółwika który przechodził drogę, a on z wdzięczności się zmoczył

W końcu dotarłem do miasteczka a właściwie wioski Balaban, i tu zaczęły się schody a tak na prawdę skończył asfalt

pomyślałem ze jak się skończył to i gdzieś się zacznie

niestety było coraz gorzej, miałem szczęście ze spotkałem Albańczyków którzy jechali terenówką i powiedzieli mi żebym zawracał bo do Berat nie dojadę, zawróciłem i zatrzymałem się w Balaban

wszedłem do knajpki którą widać na fotce powyżej, w knajpce siedziało tylko czterech gości przy jednym stoliku, zaprosili mnie i zaczęliśmy się bratać, okazało się ze jeden z nich pracował dwa lata z Polakami w Grecji tak ze dosyć dobrze władał polskimi przekleństwami, zadzwonił po swojego syna który zna angielski i rozmowy nabrały tempa, co tu dużo gadać, przemiłe chłopaki, dawno się nie spotkałem z taką bezinteresowną serdecznością, nie dość ze nie pozwolili mi za nic zapłacić to ten który pracował z Polakami powiedział coś do syna który wyszedł i za chwile wrócił z butelka lokalnego przysmaku Raki który dostałem w prezencie

po wypiciu paru piwek, panowie rozjechali się, a ja ruszyłem do celu

i na wieczór dotarłem do Berat

I to by było na tyle tym razem.



Syri i Kaltër czyli niebieskie oko

Uncategorised Posted on pon., 12 września, 2022 18:51

to lokalna atrakcja którą postanowiłem odwiedzić po ucieczce z plaży Augusto. Skierowałem się na południe podziwiając okoliczności przyrody.

Butrint National Park

To już niedaleko granicy z Grecją , ruch turystyczny raczej znikomy. Dojechałem do przeprawy promowej w Parku Narodowym Butrint. To chyba jedyny przypadek podczas mojej albańskiej przygody kiedy poczułem się oszukany. Przeprawa trwała parę minut, ani przed ani na promie nie było żadnej informacji ze trzeba płacić, jak prom ruszył nagle zjawił się ”ferry man” i zażądał kasy ?, i to całkiem sporej. W porównaniu z innymi państwami to i tak Albania wypada najlepiej po względem oszukiwania i naciągania turystów, ciekawe jak długo to potrwa ?:)

krótka przerwa na posiłek na odludziu, to oaza spokoju w porównaniu z plażą w Augusto 🙂

Syri i Kaltër to źródło które wypływa u podnóża góry widocznej na zdjęciu.

Syri i Kaltër, czyli Błękitne Oko, to znajdujące się w łańcuchu górskim Mali i Gjerë źródło wody. Nazwa ta nie jest przypadkowa, gdy spojrzymy na nie od góry, przypomina tęczówkę oka. Przy brzegu, gdzie zbiornik jest płytki, woda jest błękitna. Im bliżej środka źródła, tym osiąga ciemniejszy, niemal granatowy kolor. Wszystko to oczywiście związane jest z głębokością

Wywierzysko (czyli miejsce, z którego naturalnie wypływa woda) wyrzuca ogromne ilości wody pod dużym ciśnieniem. Ilość wody wypływającej z Błękitnego Oka zmienia się w czasie. W 1980 roku było to 3,8 metra sześciennego na sekundę, w 2002 tylko 1,4, a w 2015 aż 7,5 metra. Syri i Kalter przez ilość wyrzucanej wody dają początek liczącej 25 kilometrów rzece Bistricë (Bystrzyca), która wpada do Morza Jońskiego. Błękitne Oko stało się miejscem uwielbianym przez miłośników skoków do wody. Oficjalnie skoki są zakazane, nie brakuje jednak chętnych do złamania zakazu, a do umożliwiającego skok do wody podestu ustawia się zazwyczaj kolejka chętnych. Wszyscy przed skokiem muszą zanurzyć się w bardzo zimnej wodzie (ok. 10 stopni). Nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę, że w Albanii w okresie letnim panują temperatury rzędu 40 stopni w cieniu – amplituda jest więc ogromna. Ci, którzy nie chcą skakać, często wrzucają do źródła kamyk i patrzą jak po chwili wypływa. Do niedawna było to również miejsce bardzo interesujące dla nurków, od kilku lat nurkowanie jest jednak zakazane. Ze względu na duże ciśnienie, było dość niebezpieczne, jego eksploracja mogła odbywać się tylko z użyciem lin, było więc przeznaczone dla bardzo doświadczonych nurków. Nurkom udało się zejść na głębokość 52 metrów, gdzie znajdowało się przewężenie i zbyt duże ciśnienie wody nie pozwalało na przejście go.

Co ciekawe Syri i Kalter do niedawna nie było dostępne dla zwykłych Albańczyków. W przeszłości miejsce to było traktowane jako prywatna własność przywódcy Envera Hodży (1945-1985), więc zobaczyć ten cud natury miały szanse jedynie komunistyczne elity i przyjaciele przywódcy. ( źródło : RoadTripBus)

To zdjęcie z przeszklonego podestu umiejscowionego bezpośrednio na źródłem, aż trudno uwierzyć ze jego głębokość przekracza 50 m.

Mimo zakazu, nie mogłem się oprzeć pokusie, to był niezły wstrząs, temp. powietrza w granicach 40 +a wody kolo 12 +.

I to by było na tyle tym razem.



Saranda i okolice.

Uncategorised Posted on pon., 12 września, 2022 12:49

Saranda jest położone nad Morzem Jońskim, na wprost greckiej wyspy Korfu, którą widać za statkiem. Z Sarandy na Korfu można się przemieścić promem, podroż zajmuje jakieś pól godziny.

Saranda w pewnym sensie przypomina Gdynię w 1912 r., tuż po ogłoszeniu albańskiej deklaracji niepodległości, Saranda liczyła jedynie 110 mieszkańców, a dzisiaj to już ponad 30 tysięcy. Jest to zdecydowanie najładniejsze miasto na wybrzeżu albańskim które odwiedziłem. Tym razem miałem trochę więcej szczęścia i miałem pokój z balkonem i z widokiem na morze, co można zobaczyć na filmiku poniżej.

a jak ktoś by miał ochotę to może się udać na wycieczkę ” lodżią podwodną ” 🙂

Ja wybrałem się na plażowanie do miasteczka Ksamil, a dokładnie na plażę Augusto.

Bylem jednym z pierwszych plażowiczów, nie jest to moja ulubiona forma spędzania czasu ale pomyślałem ze spróbuję, wytrzymałem parę godzin, rodziny z milusińskimi i krajanie w końcu zmusili mnie do opuszczenia plaży. Plażę prowadziło małżeństwo, jak się później okazało, pan spędził 2 lata w Sztokholmie pracując jako mechanik samochodowy, leżaki, co było raczej zrozumiale były płatne, nasze nie takie głupie o czym się przekonałem idąc do samochodu. Chciałem wyjechać ale zostałem zablokowany przez busik na polskich numerach , do tego stonka rozłożyła się na klepisku wokół mojego auto, no i co ? można ? ,można !!!, przecież tylko idioci płacą za leżaki. Jak wyjeżdżałem mało nie rozjechałem dziewczynki która się usadowiła za tyłem samochodu.

Ciąg dalszy w następnym odcinku.



Do Sarandy

Uncategorised Posted on wt., 30 sierpnia, 2022 12:32

No i nadszedł najwyższy czas żeby ruszyć dalej, cel Saranda. Jeszcze jedna fotka z Wlory i można ruszać

no może jeszcze jedna

Podobno droga Z Wlory do Sarandy do jedna z ładniejszych dróg w Albanii, to jakieś 120km, najpierw wspinaczka, niestety w wielu miejscach remonty . filmik poniżej.

po drodze kawka w cipie

No i w końcu zjazd wzdłuż wybrzeża.

i krótka relacja filmowa, niestety nie oddaje to pięknych okoliczności przyrody, bo prowadzenie i filmowanie nie idzie w parze, ale zawsze coś 🙂

krotka przerwa na posiłek w miasteczku ?

no i można ruszać dalej

Mijamy dawna bazę sowiecką.

I Porto Palermo,  to niezwykle malownicza i pięknie położona zatoka w południowej Albanii, położona w pobliżu miasta Himary. Oprócz ciepłej i krystalicznej czystej wody tym co przyciąga tu wielu turystów jest usytuowana na niewielkim zalesionym półwyspie okazała twierdza zwana także częstą zamkiem Alego Paszy. Historia warowni sięga czasów średniowiecznych, kiedy to powstały tu pierwsze umocnienia. Na przełomie XVIII i XIX wieku ówczesny możnowładca osmański Ali Pasza rozkazał przebudować dawny zamek w potężną cytadelę, zatrudniając do tego celu wybitnych francuskich inżynierów. Powstała wówczas okazała trójkątna forteca z bastejami na rogach. Wieść niesie, że Ali Pasza z murów warowni ukradkiem obserwował swoją żonę kąpiącą się nago w wodach zatoki. Twierdza wykorzystywana była przez dwa kolejne stulecia. W czasach Hodży znajdował się tu punkt internowania rodzin chłopskich, które naraziły się ówczesnym władzom. Obecnie w pełni odrestaurowana budowla udostępniona jest dla zwiedzających. ( źródło – navtur.pl)

No i po kilku godzinach jazdy lądujemy w Sarandzie 🙂



Czas relaksu.

Uncategorised Posted on niedz., 28 sierpnia, 2022 10:02

Poniżej trasa którą zrobiłem dotychczas.

Postanowiłem zrobić sobie dzień relaksu, znaleźć jakąś zaciszną plażę i po prostu odpoczywać.

To relacja z trasy.

filmik poniżej

I dotarłem tu

a dokladnie do plazy obok Hotelu Alba i restauracji Peshku.

gdzie można sobie wybrać żywą rybkę którą usmażą na miejscu,

W końcu zasłużona kąpiel 🙂

I wszystko by było – ” frid och fröjd” jak to mawiają Szwedzi gdyby nie dzieciaczek który ciągle darł mordę, rodzice nie byli w stanie nad nim zapanować, dostał zabawkę wydzierał się, nie dostał wydzierał się, gówniak rzucał kamieniami i piachem w rodziców, trwało to parę godzin, mi się już nie chciało zmieniać miejsca no i cierpiałem.

a to już relacja z drogi powrotnej

i piesio



Monastiri i Shen Merise Ne Zvernec czyli Klasztor Zvernec i inne.

Uncategorised Posted on pt., 26 sierpnia, 2022 11:25

Wlora prócz plaż i promenad ma tez inne atrakcje. W centrum znajduje się Meczet Murada zbudowany w 1542 r., a zaprojektowany przez jednego z najbardziej znanych architektów osmańskich Mimara Sinanwe.

Kilkanaście kilometrów od Wlory na niewielkiej wyspie stoi XIII-wieczny klasztor Zvernec – klasztora Marii Panny. Prowadzi do niego 200-metrowy drewniany most.

Obiekt ma bogata przeszłość – tutaj przywożono chorych psychicznie, by doznawali łaski wyzdrowienia, a w czasach komunistycznych wyspa była miejscem zesłana więźniów politycznych.

W drodze powrotnej, zatrzymałem się w przydrożnej knajpce.

Panowie za mną to jakaś ekipa raczej z państwowej firmy, siedzieli sobie zapijając lokalną wódeczkę Raki piwkiem, po skończonej degustacji zapakowali się do półciężarówki i odjechali.

Skojarzyło mi się to z klasyczną sceną z Misia Barei – : …śniadanie kończymy i już robimy.



Wlora

Uncategorised Posted on czw., 25 sierpnia, 2022 18:39

Z Durres do Wlory to jakieś 130 km, bylem mile zaskoczony jakością drogi

i wszystko by było cudownie gdyby nie klima, nie działała 😒, tzn. działała ale ja nie potrafiłem jej włączyć, jazda bez klimy przy upałach dochodzących do 40 stopni to gehenna, trudno – głupi wszystko wie a mądry uczy się cale życie 🤣

Po dotarciu do Wlory posiłek i wyszukanie noclegu.

Wielokilometrowa promenada, plaża i super widoki,

to było przeciwieństwo plaży w Durres, na dodatek Wlora przywitała cudownym zachodem słońca.

No cóż ja mogę Wam powiedzieć, takie zachody miałem podziwiać z tarasu swojego pokoju, ale żeby móc zrobić te zdjęcia musiałem wyjść z pokoju przed hotel, niestety ja miałem tylko taki widok z okna 😁.



Lavazh i barber.

Uncategorised Posted on sob., 06 sierpnia, 2022 09:34

Albania jest krajem w którym oprócz niezliczonej ilości bunkrów

jest również niezliczona ilość myjni samochodowych i golibrodów, są po prostu wszędzie.

Ma to oczywiście związek z samymi Albanami, każdy szanujący się obywatel Albanii płci męskiej, ma zarost, przyciemniane okulary na pół twarzy no i oczywiście ”wózek” z przyciemnianymi szybami, ale nie jakieś byle co, to musi być Audi A8, BMW minimum X5, albo jakiś wypasiony ”merol”, obowiązkowa jest również torebka męska na pasku noszona przeważnie na piersi, nie wiem co oni tam noszą, chyba pomarańczkę i zdjęcie dziewczyny, w każdym razie szczególnie wśród młodych mężczyzn takowy atrybut jest wszechobecny.

Po dwukrotnej wizycie u fryzjera w ciągu dnia, umyciu samochodu, po zachodzie słońca Albańczycy udają się na przejażdżkę po centrum obowiązkowo rozmawiając przez komórkę lub pisząc sms-y. Największe korki w albańskich miastach są po zmierzchu, to niekończący się sznur fur które bezustannie trąbią.

Z Tirany udałem się do Durres, dawnej stolicy Albanii. Durres leży jakieś 50 km od Tirany nad Adriatykiem. Podróżowanie komunikacją autobusowa jest dosyć specyficzne, po prostu nie ma rozkładów jazdy, najlepiej przyjechać na dworzec jak najwcześniej, znaleźć swój autobus, co raczej nie jest takie trudne bo naganiacze wykrzykują nazwy miast docelowych, jak już znajdziemy nasz autobus to pozostaje cierpliwie czekać aż się uzbiera wystarczająca ilość pasażerów, jak już jest komplet to można wyruszać.

W Tiranie pożegnał nas ”kaczorek” kierujący ruchem

a w Durres powitało morze i hordy krajan.

Według mojego skromnego zdania Durres nie jest wymarzonym miejsce do spędzania urlopu, dla mnie jeden dzień wystarczył. W samym Durres nie ma jakiejś konkretnej plaży,

zostaje zwiedzanie miasta.

Forum Bizantyjskie
W sercu Durres znajduje się skromna, ale sugestywna kolekcja kolumnad, które stanowiły forum Macelluma po epoce rzymskiej. Pochodzi z lat 600. i 800. 
Meczet Durres
Wielki Meczet jest młodszą z dwóch konstrukcji, zbudowaną w 1931 r. Przez króla Zoga

W pobliżu Durres znajduje się Plaża w Golem ( Plazhi i Golemit ), to niekończący się ciąg hoteli nad paskiem udeptanego piachu.

To miejsce nie ma niczego co spowodowało żebym chciał się tu dłużej zatrzymać, czas się ewakuować, jak to romskie dziecko które mnie minęło, podczas mojej przerwy na kawkę.

W końcu dojrzałem do decyzji żeby przemieszczać się samochodem, nie była to łatwa decyzja biorąc pod uwagę styl jazdy. Przeraził koszt wynajmu samochodu międzynarodowych wypożyczalniach, z pomocą przyszli właściciele hotelu ”Gega” w którym się zatrzymałem. i znaleźli wypożyczalnie trzy razy tańszą.

otrzymałem jeszcze radę żeby uważać na kobiety za kierownicą ( w praktyce okazało się ze nie ma znaczenia jaka pleć siedzi za kółkiem), i po śniadaniu z dużą doza nieśmiałości ruszyłem w kierunku Vlore, Vlorë albo Wlory jak kto woli.



Faleminderit – czyli jak to się robi po albańsku ?

Uncategorised Posted on pt., 29 lipca, 2022 09:59

Każdy wyjazd w nowe miejsce wiąże się z dozą niepewności, jak jest z bezpieczeństwem ?, czy łatwo znaleźć nocleg?, karta czy gotówka ? itd. Internet jest zalany najróżniejszymi informacjami, relacjami, blogami, radami.

Jest jeden sposób na zrewidowanie tych wszystkich informacji pochodzących z Internetu czy z ustnych przekazów, po prostu sprawdzić wszystko osobiście. Pierwszy przystanek – Tirana. I tu pierwsze mile zaskoczenie i potwierdzenie Internetowych informacji, w punktach wymiany walut na lotnisku kurs jest taki jak w kantorach, a nie jak na polskich lotniskach gdzie gdzie kurs jest min. 30% mniejszy.

Na lotnisku brak nagabywaczy typu : ” maybe taxi ”, można dojechać autobusem za parę złotych albo taxi, stała cena 20 EUR, jedyny problem to komunikacja z kierowcą który mówił tylko po albańsku. Podałem mu nazwę hotelu, usłyszałem okay, okay i jedziemy. Cały czas gadał do mnie po albańsku i próbował znaleźć trasę dojazdu na komórce, w końcu jak już zbliżaliśmy się do Tirany dal mi komórkę i sam musiałem wyszukać miejsce gdzie jest hotel. Tirana to jeden wielki korek i nieustające trąbienie, do tego w każdej chwili ktoś zatrzymuje samochód, włącza awaryjne i idzie coś załatwić, trochę mnie to zniechęciło do wynajmu samochodu, zasady pierwszeństwa w ruchu drogowym tez nie są dla Albańczyków obowiązujące. Dopiero po paru dniach rozgryzłem tajemnice tego niekończącego się trąbienia, są trzy podstawowe sygnały : a.) jeżeli ktoś zajedzie drogę lub zostawi samochód uniemożliwiając przejazd, b.) podczas wyprzedzania , c.) i najczęściej używany sygnał dźwiękowy jest podczas pozdrawiania, Albany jak zobaczą kogoś znajomego czy to za kierownicą czy na ulicy to trąbią, w związku z tym ze jest niezbyt liczny naród wszyscy Albańczycy się znają i to jest główną przyczyna nieustannego trąbienia.

Enver Hoxha (pol. również Enver Hodża), rządził nieprzerwanie Albania przez kilka dekad, oprócz tego ze odizolował swój kraj od całego świata, zakazał posiadania przez obywateli samochodów, to również za jego rządów zbudowano kilkaset tysięcy bunkrów, są to przeważnie male male schrony rozsiane po całej Albanii. Jeden z ciekawszych bunkrów został zbudowany na obrzeżach Tirany, miał na celu dać schronienie rządzącym na wypadek wojny jądrowej, dzisiaj jest udostępniony dla zwiedzających. Prowadzi do niego tunel.

W sumie to pięć kondygnacji ukrytych pod ziemią, mieści się tam teraz muzeum dokumentujące zbrodnie reżimu.

Skanderbeg, właściwie Gjergj Kastrioti Skënderbeu, po polsku  Jerzy Kastriota (ur. 1405 , zm. 1468) –przywódca, powstaniec i bohater narodowy. Skanderbeg jako oficer prowadził tureckie kampanie wojenne w Azji Mniejszej oraz w Europie , dochodząc w armii sułtańskiej do stopnia generała. Walczył przeciwko Serbom oraz Węgrom. Sułtan Murad II nadał mu tytuł Vali, czyniąc go gubernatorem niektórych prowincji środkowej Albanii.

Skanderbeg był szanowany za granicą, ale nie zapomniał o swoim kraju. Po śmierci swojego ojca postanowił powrócić do Albanii, aby poprowadzić jej mieszkańców przeciwko tureckim wojskom. To nieposłuszeństwo 25-letniego Skanderbega spowodowało, iż do dziś przetrwało w Albanii chrzescijanstwo, mimo islamizacji dokonywanej przez Turków. Walka Skanderbega przeciwko Turkom osmańskim stała się dla Albańczyków symbolem jedności narodowej, była czymś, z czym mogli się identyfikować. Później Skanderbeg stał się inspiracją dla zawiązania nowego państwa albańskiego. ( zr. Wikipedia)

W centrum Tirany jest plac Skanderberga i jego pomnik

a tuz obok meczet

i kościół,

i to chyba najlepiej obrazuje stosunki miedzy chrześcijanami i muzułmanami w Albanii. Chrześcijanie i muzułmanie żyją obok siebie bez jakichś problemow, często również pobierają się miedzy sobą.



W

Uncategorised Posted on sob., 25 grudnia, 2021 14:11

Zakopanem bylem ostatni raz kilkanaście lat temu, przyszedł czas żeby ponownie odwiedzić to miejsce które zarazem przyciąga jak ”odstrasza”.

Zameldowałem się niedaleko Krupówek, Krupówki to taki góralski ”monciak” z tym ze na Krupówkach w każdej knajpie gra góralska kapela, to rzępolenie na skrzypeczkach doprowadza do szalu i jedyne wyjście to ”znieczulenie” Niektórzy nie wytrzymują ciśnienia, mieszanka świeżego powietrza i okowity doprowadza ich do ekstazy.

Wiedziony melancholią zacząłem szukać kultowej kawiarni ”Europejska”, kilkanaście lat temu bylem tam i miejsce było niesamowite. Niestety dawnej Europejskiej już nie ma, zastąpiła je nowoczesna klubo – kawiarnia.

Byle to miejsce w którym można było poczuć się jak w Misiu, taka PRL-owska knajpa gdzie walczą o złotą patelnię. Najwazniejszy byl Ryszard Wadowski – ”Ricardo”. Publiczność zabawiał nie tylko samym głosem, ale i niesamowitą charyzmą sceniczną. Podczas recitali kilkukrotnie się przebierał. Gdy śpiewał „Parostatek” był kapitanem a gdy wykonywał utwór „Czarny Alibaba” zakładał na głowę turban. Zakopiańczycy i setki tysięcy turystów znało go jednak jako główną gwiazdę kawiarni „Europejska’ na zakopiańskich Krupówkach. To tu niemal co wieczór śpiewał i zabawiał gości. W sezonie podczas jego show dostać się do restauracji nie było wcale prosto. Takie tłumy przyciągał. Śpiewał szlagiery lat 70 i 80. zarówno po polsku jak i po angielsku. Przyjaźnił się m.in. z Marylą Rodowicz, która osobiście odwiedzała go w Europejskiej podczas występów. ( źródło – Gazeta Krakowska)

Większość turystów odwiedzających Zakopane nie zdaje sobie sprawy z tego ze w jednej z kamienic przy ulicy Kościuszki – około 70 metrów od Krupówek mieści się pensjonat prowadzony przez braci morderców.

To dwójka braci bliźniaków, którzy budynek odziedziczyli wspólnie z siostrą Agatą po dziadkach, o tej makabrycznej historii mozecie przeczytać klikając na poniższy link:

https://gazetakrakowska.pl/zakopane-burza-w-sieci-po-odkryciu-pensjonatu-u-mordercow/ar/c1-14727612

Zakopane to nie tylko Krupówki, to Kasprowy, Morskie Oko, Gubałówka i wiele innych miejsc. Wybrałem się na spacer do Morskiego Oka. Dojście do Morskiego to bagatela dziewięcio-kilometrowa wędrówka pod górkę, no chyba ze chce się jechać zaprzęgiem.

W każdym razie warto było, bo to magiczne miejsce.

Niestety nie udało mi się wjechać na Kasprowy bo kolejka była w remoncie, ale za to wjechałem na Gubałówkę. Dotarcie na Gubałówkę jest dosyć proste, turlamy się Krupówkami w dól, przechodzimy ulicę, mijamy targowisko i jesteśmy przy kolejce na G. Pamiętam jak kilkanaście lat temu na targowisku kupiłem deseczkę do krojenia chleba i tym p. W swojej naiwności wyobraziłem sobie ze jest to autentyczne rękodzieło, a wystrugał ją trzymając kozik w swoich sękowatych paluchach jakiś baca czy juhas wypasający owce. Po pierwszym użyciu rozpadła się na kawałki, w folii w którą była owinięta znalazłem maciupeńka etykietę na której był napis – MADE IN CHINA !!! , no k…..!!!! wystrugał ją jakiś chiński góral.🤣

I tyle w temacie, a poniżej link do fotek z mojej wyprawy.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/d1f13063-5088-43b1-9ebf-b00abeec959d



Asumptem

Uncategorised Posted on pt., 26 listopada, 2021 20:32

do tego wpisu był kolega GF, bez niego by porostu nie powstał. Zainteresowała go możliwość noclegu w Zamku w Dzięgielowie, położonego niedaleko od Cieszyna.

Okazja do ‘’zbadania’’ terenu pojawiła się podczas mojej wizyty w Cieszynie związanej z 80-tymi urodzinami siostry mojego Taty. Obchody były huczne, ciocia ‘’dorobiła’’ się dwójki dzieci, czwórki wnucząt i piątki prawnucząt. Ponizej prawnuczek – Franio, nie dajcie się zwieźć tej pozornej nieśmiałości.

Impreza została zainicjowana w ‘’ Dworku Cieszyńskimi’’

, narodu było co niemiara, nawet góralska kapela.

Rozgrzane towarzystwo przeniosło się do domu Cioci, to stary dom zbudowany na początku zeszłego wieku, kiedyś każde piętro było zajęte przez jedną rodzinę.

Jeden z pokoi został szczególnie przygotowany dla ‘’młodzieży’’ , to było siedmioro rozbrykanych dzieciaków w wieku od 2 do 8 lat, no po prostu tajfun, nad całością czuwali rodzice przeważnie parami, zmieniając się co pewien czas, mimo to ten ‘’tajfun’’ wydostawał się z pokoiku i przetaczał się po kolejnych pomieszczeniach.

W pewnym momencie na imprezie zjawił się 10-12 letni chłopaczek z pretensjami, wyjechał z tekstem : … co tu się ‘’odjaniepawla’’ !!!??? , pierwszy raz usłyszałem takie określenie –  ‘’odjaniepawla’’ czyli tłumacząc na język potoczny :   odp….dala😊)),  synek lamentował że mu się zaraz sufit na głowę zwali, okazało się  że to dzieciak sąsiadów którzy się właśnie wprowadzili, a jego pokój znajduje się pod pokojem w którym urzędowali milusińscy.

W poniedziałek po dwudniowej imprezie ( w niedzielę była prolongata urodzin, zjawili się goście którzy nie mogli w sobotę, ale i tak by się nie pomieścili), spakowaliśmy się z ciocią do samochodu i ruszyliśmy na podbój Zamku w Dzięgielowie.

Cieszyn odwiedzam już od pól wieku, tych wizyt było naprawdę wiele, dłuższych i krótszych, o Dzięgielowie słyszałem, ale nigdy o Zamku.

Zamek w Dzięgielowie –to renesansowy dwór obronny lub inaczej zamek rycerski.  Leży we wschodniej części wsi, nad potokiem Dzięgielówką.

Pierwotny zamek, jako czworoboczny dwór obronny z wieżą, został wzniesiony przez dworzanina księcia cieszyńskiego – Jana Czelo z Czechowic pod koniec XV wieku. Budynek jak i cała wieś był wówczas w posiadaniu rodziny Czelów aż do 1719 roku. Po zniszczeniach wojny trzydziestoletniej odbudowany został w połowie XVII w. przez nowego właściciela – Jana Goczałkowskiego. W wyniku przeprowadzonych prac zamek otrzymał kształt nieregularnego czworoboku z wewnętrznym dziedzińcem. Ponownie przebudowany w latach 60. XVIII w. staraniem Antoniego Goczałkowskiego i jego żony, hrabianki Prażma. Dodano wówczas piąte skrzydło od północy, dziś mieszczące część hotelową. Ostatni szlachecki właściciel Dzięgielowa baron Józef Beess von Chrostin w 1793 roku sprzedał posiadłość Komorze Cieszyńskiej, która zamieniła go w budynek mieszkalny zarządcy i służby folwarcznej. W 1870 roku w mieszczącej się we wschodnim skrzydle gorzelni wybuchł pożar, który strawił prawie cały zamek. Spłonęła wówczas także drewniana wieża i młyn. Rezydencja została szybko odbudowana, jednak bez troski o przywrócenie stanu pierwotnego, stąd też pojawiły się neogotyckie szczyty. Po I wojnie światowej dwór upaństwowiono. Od tego czasu pełnił różne funkcje; był tam browar i mieszkania dla pracowników służb leśnych.

W roku 1932 odkupił go ks. Karol Kulisz. Nowy właściciel miał dalekosiężne plany. Zamierzał zorganizować w zamku dom starców, uniwersytet ludowy i miejsce wypoczynku młodzieży ze Śląska. Jednak II wojna światowa przekreśliła wszelkie plany. Ks. Karol Kulisz zginął w 1940 roku w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. W 1945 roku zamek znów przejął Skarb Państwa. Po reformie administracyjnej przekazano go gminie Goleszów. Nie przeprowadzono jednak żadnego remontu, a dwór zaczął niszczeć. W latach 60-70 XX w. gmina umieściła tu świetlicę Związku Młodzieży Wiejskiej. W 1993 roku przeszedł w ręce prywatne i od tego czasu, dzięki licznym remontom, przywrócono mu wygląd dawnego zamku rycerskiego, który funkcjonuje jako hotel i restauracja „Zamek w Dzięgielowie”. ( źródło Wikipedia )

To jest cześć prywatna.

a to skrzydło w którym są pokoje do wynajęcia

jest tez ładny ogród

I to by było na tyle.



Byłem

Uncategorised Posted on śr., 17 listopada, 2021 22:42

w drodze do Cieszyna na obchody 80-ej rocznicy urodzin siostry mojego Taty. Pogoda nieciekawa, całą drogę z trójmiasta na południe towarzyszyła mi struga deszczu, niedaleko Cieszyna zobaczyłem drogowskaz ‘’Szczyrk’’, do urodzin zostało jeszcze parę dni, długo się nie wahałem jeszcze nigdy mnie tam nie było 😊.

Jednak ta technika ma swoje plusy czasami, zatrzymałem się na stacji w ciągu 5 min znalazłem i zabukowałem –  Ośrodek Zagroń. Taka rewitalizowana ”komuna” 🙂

Niedaleko Centrum, pływalnia , śniadanie w cenie, pokój z widokiem na góry  ( przynajmniej tak było napisane w ofercie), do tego cena o połowę niższa niż w sezonie.

Jak dojechałem do Szczyrku deszcz przestał padać, gramoląc się z manelami po schodach, mało brakowało a bym wlazł w takiego stworka,

zauważyłem go w ostatnim momencie. Pierwszy raz zobaczyłem Salamandrę na własne oczy, okazało się że było ich na schodach więcej, urządziły sobie schadzkę.

Jak opowiedziałem o tym pani w recepcji to stwierdziła że musiało się zmniejszyć zanieczyszczenie środowiska, bo ich dawno nie było.

Od rana wypatrywałem gór, ale moim oczom ukazał się taki oto widok,

po śniadaniu zaczęło się przejaśniać, chmurek ubywało, a przybywało pagórków w jesiennej szacie, może to nie Alpy ale w każdym razie miłe dla oka.

Szczyrk to mała mieścina z jedną główną ulicą, króluje zabudowa ośrodków, i hoteli które chyba zaprojektował ten sam architekt przemieszana z restauracjami w stylu pseudo zakopiańskim.

Postanowiłem wjechać na najwyższy szczyt – ‘’Skrzyczne’’ 1257 m. 

Wjazd jest dwuetapowy z przesiadką w Jaworzynie, znowu nadciągnęły chmury i cały wjazd odbywał się we mgle, było to ciekawe przeżycie z pewnym dreszczykiem emocji ,

szczególnie ze zabezpieczenie na drugim wyciągu nie działało i można było spokojnie ześliznąć się z kanapy a do ziemi jakieś kilkanaście metrów.

Ze Skrzycznego poturlałem się przez Zbójnicką Kopę

do Małego Skrzycznego, a dalej przez Halę Skrzyczeńską

 na sam dół do punktu wyjścia.

Na Skrzycznem widoczność była do paru metrów, tak ze zdjęć słodkich widoczków nie zobaczycie, na szczęście z każdym krokiem mgła się przerzedzała ukazując piękno jesiennego Beskidu Śląskiego.

Wiem że nie odkryłem ‘’Atlantydy’’,  ale takie wypady poza sezonem to najlepszy okres na odpoczynek, wszystko funkcjonuje i jest otwarte, żadnych kolejek, a przede wszystkim nie ma turystów z ich rozwrzeszczanymi ‘’małpiatkami’’ , nie ma rzeki turystów płynącej  pod- albo z góry. 

Jest tu parę wyciągów i stoków z których można pozjeżdżać,wielbiciele białego szaleństwa na pewno się nie zawiodą.

Poza sezonem tez warto przyjechać, wtedy warunki do naładowania baterii i regeneracji są bardziej sprzyjające 🙂

a poniżej link do relacji fotograficznej.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/e166e7dd-7800-49f0-a4c3-8f3b92df0f72



W życiu

Uncategorised Posted on pt., 12 listopada, 2021 18:50

W życiu nigdy nie  jest tak jak sobie zaplanujemy czy wymyślimy , cos ulega zmianie, modyfikacji czy ulatnia się bezpowrotnie. Tak samo ma się sytuacja z moimi podróżami, plany były dalekosiężne, bilety zakupione, a tu dupa, Covid wszystko wywrócił do góry nogami , ostały się tylko vouchery które mam nadzieję  że uda mi się wykorzystać.

W każdym razie udało mi się zrobić parę wypadów, Pierwszy to Łotwa- Ryga , milo się zaskoczyłem stare miasto przepiękne, mieli szczęście bo im nie zniszczyli.

Wiele razy słyszałem o Jurmali, zawiodłem się może nie ten dzień , może nie ci ludzie.

Ciekawe ze w każdej restauracji , knajpie , wymagali certfikatu o szczepieniu.

Jak wracałem musiałem się gnieździć z ludźmi przez godzinę do odprawy, chociaż nie miałem bagażu ???, kazali wszystkim się odprawiać ???

 Ostatnio słyszałem ze znowu Łotwa ma duże problemy z Covidem ?

No cóż , więcej przygód w następnym odcinku

Tu fotki

Z wycieczki

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/1bfe4f54-1d87-4396-97c3-63bc8e78443f



Szperając

Uncategorised Posted on niedz., 07 lutego, 2021 16:00

w biblioteczce filmowej odkryłem mam krótką relację z drogi powrotnej z Mahajangi do Antananrywy. Po cyklonie główna i jedyna droga łącząca te miasta była nieprzejezdna, dopiero po paru dniach otworzono ruch dla osobówek.

Okazało się ze w połowie drogi ulewne deszcze spłukały mostek, ciężarówki utworzyły wielokilometrowe kolejki, jak przejeżdżaliśmy to ekipa akurat stawiali zastępczy mostek.

A tak to wyglądało.



Nic nowego…

Uncategorised Posted on sob., 09 stycznia, 2021 21:54

rok temu zaczęła się ta pandemia, rok temu bylem w drodze na Madagaskar .

Minął rok, a tu d.. a, przeżyłem Covida , ale mi odwołali wyjazdy, samoloty itd. dobrze że chociaż Voucher dostałem, może gdzieś sobie polecę ???, …

No ale od czego jest taaaa, jak jej tam reminiscencja ?:)))

Znalazłem filmik z jazdy ze stolicy Madagaskaru na lotnisko 🙂

to coś bardzo wyjątkowego, nasz kierowca który obwoził nas po Madagaskarze zamówił nam taxi,

takim czymś w życiu nie jechałem, samochód , hmmm jeżeli to można nazwać samochodem żył swoim życiem, może tego nie widać na filmie, ale to była koszmarna jazda, ale jak to w życiu, nigdy nie będzie jak sobie zaplanowałeś/a.

W każdym razie zapraszam na przejażdżkę :)))



Owsiak

Uncategorised Posted on sob., 26 grudnia, 2020 21:21

W tym roku zbieranie na WOŚP z wiadomych względów będzie utrudnione, postanowiłem przeznaczyć medal na aukcję, otrzymałem go za udział w maratonie Lizbońskim, miało to miejsce 14 października 2018 roku, przebiegnięcie ponad 42 km zajęło mi 5 godzin i 45 minut. Tych którzy wrzucają złocisze co rok wolontariuszom zapraszam do licytacji.

Link do strony na której odbywa się aukcja poniżej.

https://allegro.pl/oferta/medal-maraton-2018-lizbona-10056608683?fbclid=IwAR1P7SgnKH1HF6fLw4m31tGuLSgDxsIdmzXcJMWKuvxTMdLTdcGLkWM92J0



To lato,

Uncategorised Posted on czw., 20 sierpnia, 2020 14:47

a właściwie ten rok jest niepodobny do żadnych innych, wszystkie plany trzeba rewidować na bieżąco i dostosowywać się do sytuacji z ! , ewentualnie bez maseczki. Szwecja na razie walczy z zarazą bez maseczki, jak widziałem dzielnych Polaków w maseczkach walczących z wirusami,to naprawdę zacząłem się zastanawiać jaki jest sens ich noszenia, bo przed czym ? , i kogo ? chroni maseczka noszona na brodzie lub szyi ?, wiele razy bylem świadkiem jak ludzie wciskali swoje czerepy w szpary pomiędzy ladę a płytę z plexi, czy to w sklepie czy w barze , ta przestrzeń jest tylko po to żeby wydać towar, posiłek, napój, widać było strach i przerażenie na twarzach biednych ekspedientów kiedy ludziska wciskali swoje rubaszne i przaśne łby w szczeliny, i z maskami na szyi zionęli jak bazyle aerozolem z otworu gębowego w kierunku straumatyzowanego człowieczka chroniącego się za płytą z plexiglasu.

W każdym razie zaraza jest i tak szybko nie zniknie, i cieszę się że zdążyłem pojechać na Madagaskar i Reunion,

bo wszystkie wyprawy zaplanowane na drugą połowę roku na razie w ”zamrażarce”.

W oczekiwaniu na lepsze czasy znalazłem jeszcze nie publikowany materiał z ostatniej wyprawy.

Reunion to wyspa pochodzenia wulkanicznego tworzona od kilkudziesięciu milionów lat przez dwa wulkany Piton des Neiges ( już nie aktywny ) i Piton de la Fournaise ktory w dalszym ciągu zmienia architekturę wyspy . W środku wyspy utworzyły się trzy kotliny ( Cirque de Cilaos, Cirque de Salazie i Cirque de Mafate )

chronione łańcuchami górskim osiągającymi wysokość 3000 m.

Dwa lata temu aby zdobyć szczyt Piton des Neiges 3071 m. wjechałem do kotliny de Cilaos. W tym roku odwiedziłem kotlinę de Salazie.

Lokalsi

W kotlinach mieszka wielu ludzi którzy ich praktycznie nie opuszczają, to potomkowie niewolników i potomkowie ich oprawców, kotliny były naturalnym miejscem schronienia dla zbiegłych niewolników których Francuzi zwozili na wyspę do pracy na plantacjach cukrowych, są tez chińscy potomkowie robotników sprowadzonych na wyspę i tradycyjnie jak p. Tzong prowadzą sklepy.

Wodospad kilku sióstr.

Kwiatek z Salazie.

Otto w Salazie.

Chyba będę musiał znowu odwiedzić Reunion bo została mi jeszcze jedna, najbardziej tajemnicza kotlina – De Mafate, do niej nie można dojechać czy wjechać bo po prostu nie ma dróg, można jedynie do niej dotrzeć pieszo, transport towarów odbywa się drogą powietrzną.

Za nim przedstawię relację z kotliny de Mafate, możecie odwiedzić de Salazie , link do zdjęć poniżej

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/5c4e41e4-510a-4773-ac2f-15c34cd34b07

A ponizej krotka relacja z drogi do kotliny de Salazie.



Saint Gilles les Bains

Uncategorised Posted on sob., 11 lipca, 2020 15:07

to moje ulubione miejsce na Reunion, nie jest za duże ani za małe, ma kameralną plażę,

można się spokojnie kąpać, siatka chroni przed nieproszonymi głodnymi gośćmi, a jak za mała to można pojechać na Ermitage, to największa plaza na Reunion chroniona rafą koralową, położona jest zaledwie parę kilometrów od Saint-Gilles.

W SG jest mały port z którego wypływają stateczki z turystami spragnionymi emocji jakie dostarcza ”polowanie” na wieloryby i delfiny.

Jest wiele firm oferujących wypady dla nurków lub łowienie ryb, a jak ktoś woli spędzanie czasu na luzie, to może ”zarzucić” kotwicę w jednej z wielu tawern.

SG mam po prostu klimat i atmosferę, każdy chybaby znalazł coś dla siebie.

Mieścina spodobała mi się już podczas poprzedniego pobytu na Reunion,

tak samo jak dwa lata temu zatrzymałem się u p. Pierra w jego kolorowym hoteliku de la Plage.

Jedną z wielu ”atrakcji” Saint Gilles jest madame Tzong

i jej sklepik który w pewnym sensie jest lokalnym wariantem GS-ów Samopomocy Chłopskiej.

Gminne Spółdzielnie pamiętam z obozów i koloni, często była to główna atrakcja wypoczynku za miastem, z takich wakacji przywoziło się do domu nie tylko wszy ale również mnóstwo badziewia zakupionego w GS-ach. Te wiejskie sklepiki miały wszystko, od sznurka do snopowiązałki, przez chemię gospodarczą, żywność, elektrosprzęty, lokalne wynalazki, po badziewne śpioszki dla maluszków. Wpadaliśmy do takich sklepików i zaopatrywaliśmy się w przeterminowane słodycze, herbatniki no i oczywiście oranżadę w proszku.

Obowiązkowe były zakupy tabaki, piłeczek kauczukowych i wszystkich innych rzeczy których nie było w kioskach Ruch-u.

Takie GS-y prowadzone przez Chińczyków wyglądają na całej wyspie identycznie, można w nich kupić wszystko, w każdym jest jakaś madame albo monsieur którzy podobnie jak ich sklepy mają dobrze ponad 100 lat, sklepy prowadzą razem z dziećmi, wnukami i prawnukami.

Te chińskie GS-y są również mniej lub bardziej legalnymi wyszynkami, sklepik Madame Tzong nie jest tutaj wyjątkiem, to miejsce socjalizacji i integracji, lokalsi już od samego rana wpadają na piwo które spokojnie można spożyć na miejscu ”zagryzając” papieroskiem, można tez wypić 40-kę rumu jak to czyni wielu tatusiów podczas gdy ich pociechy szczebioczą w wózeczkach.

Z p. Tzong wiąże się również pewne zdarzenie które miało miejsce. Jednego dnia umówiłem się na nurkowanie w lokalnym klubie, mieliśmy wyruszyć o 9-ej, wstałem wcześniej i pomyślałem ze pojadę na plażę porobić fotki, w trakcie sesji doznałem bolesnego ”skrętu” w jelitach, poczułem się znowu jak na Madagaskarze, tam takie skręty były codziennością, należało mieć papier przy sobie, bo nie wiadomo kiedy nastąpi atak.

Od powrotu na Reunion minęło już parę dni i powoli się wszystko normowało, dlatego tym bardziej bylem zaskoczony atakiem który tak samo szybko znikł jak się pojawił, a tam, to tylko gazy pomyślałem, dopiero jak usiadłem za kierownica okazało się jak bardzo się myliłem. Jeżeli ktoś z was jeździł na rowerze z gaciami z gąbką to wie o czym mówię, normalnie jak bym miał pieluchę, do tego ten aromat.

No i panika za chwile nurkowanie a ja obs…y, pojechałem do lokalnego sracza, no i du…a, brak papieru i wody, uratowała mnie pani Tzong kupiłem papier i gacie.

Nurkowałem w wielu miejscach, Morze Śródziemne, Karaiby, Morze Czerwone, Morze Andamańskie, i każde nurkowanie to nowa przygoda, nurkowanie w Oceanie Indyjskim to kolejna, bezdyskusyjnie Egipt i morze Czerwone to najlepsze miejsce w jakich nurkowałem, ale zobaczyć kilkanaście płaszczek ” śpiących na dnie” to przebija wszystko 🙂

zreszą zobaczcie sami

A ponizej link do fotek

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/809b5a3f-f044-4b2c-b423-1463c7e26e9e



La Paix

Uncategorised Posted on śr., 17 czerwca, 2020 18:58

to jedno z tych miejsc których nie udało mi się odkryć podczas poprzedniego pobytu na Reunion. La Paix – to również jeden z wielu wodospadów na wyspie. Droga do samego wodospadu prowadzi nad ” basenem” który zasila wodospad,

potem stroma ścieżka w dół i jesteśmy nad ”basenem” do którego wpada La Paix, obok głównego wodospadu jest jeszcze jeden o wiele mniejszy, można pod niego wejść 🙂

Po przeprawie prze dżunglę orzeźwiająca kąpiel , zresztą zobaczcie sami filmik poniżej

Woda wpada do zbiornika z kilkunastu metrów , bardzo trudno dopłynąć pod sam wodospad bo prąd jest dosyć silny.

Poniżej link do fotek

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/e6424407-2c9a-4020-bec4-a892a55e6d25



Zabezpieczone: Tylko dla wtajemniczonych 3

Uncategorised Posted on sob., 13 czerwca, 2020 15:31

Treść jest chroniona hasłem. Aby ją zobaczyć, proszę poniżej wprowadzić hasło:



Zabezpieczone: Tylko dla wtajemniczonych 2

Uncategorised Posted on sob., 06 czerwca, 2020 15:57

Treść jest chroniona hasłem. Aby ją zobaczyć, proszę poniżej wprowadzić hasło:



Jak

Uncategorised Posted on śr., 03 czerwca, 2020 15:04

ten czas za….a, ani się człowiek obejrzał a minęła 1/3 roku od mojego powrotu z Afryki, zapomniałem ze w drodze powrotnej z Madagaskaru zatrzymałem się na mojej ukochanej wyspie -Reunion, odwiedziłem wiele nowych miejsc których nie zdążyłem zobaczyć podczas poprzedniego pobytu.

Podczas erupcji wulkanu Piton de la Fournaise, w 2004 roku lawa dotarła do oceanu przy okazji zalewając odcinek drogi biegnącej wokół wyspy, a tak wygląda zastygła ”rzeka” kilkanaście lat później.

Na miejscu starej położono nową drogę.

Moim marzeniem było zobaczyć ”żywy” wulkan, poprzednim razem jak bylem na Reunion spędziłem tam parę tygodni, a wulkan nic , ani pierdnął , martwy.

Tym razem miałem o wiele więcej szczęścia, pewnego dnia zadzwonił kolega i powiedział ze po mnie zaraz przyjedzie bo wulkan się ”obudził” , nie był to jakiś spektakularny wybuch, do tego policja trzymała ciekawskich na dystans, łatwo jest zatruć się gazami, w każdym razie erupcję widziałem i słyszałem :), a poniżej krotki filmik ze spotkania z ”żywym ” wulkanem.

Mam nadzieję ze to nie była moja ostatnia wizyta na tej przeuroczej wyspie.

Poniżej link do fotek które zrobiłem w 2018 roku wędrując po wulkanie.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/289067




Zabezpieczone: Tylko dla wtajemniczonych 1

Uncategorised Posted on sob., 16 maja, 2020 18:45

Treść jest chroniona hasłem. Aby ją zobaczyć, proszę poniżej wprowadzić hasło:



Droga.

Uncategorised Posted on sob., 09 maja, 2020 15:37

Na koniec tej, przygody, wędrówki, chciałbym Wam przybliżyć jak się podróżuje po Madagaskarze. Mimo wielu prób nie dało się wynająć samochodu, chcesz wynająć ?, to tylko z kierowcą, nie ma innej opcji, jest to trochę dziwne bo kierowca staje się uczestnikiem całej wyprawy , ale okazuje się, że z czasem jest niezbędny.

Drogi którymi podróżowaliśmy były głównymi drogami, ale i tak mieliśmy wiele niespodzianek. I tak sobie myślę, jak podróżował Maurycy Beniowski ? – ” król ” Madagaskaru , który już tu zagościł w 1776 roku, a jak podróżował Arkady Fiedler?, który na Madaskarze poślubił dwie kobiety?

„Podróż moja na Madagaskar obfitowała w liczne i głębokie wzruszenia osobiste: całym sercem pokochałem daleką wyspę, jej ludność, krajobrazy i zwierzęta do tego stopnia, że troski, nadzieje i pragnienia Howasów czy Betsimisaraków stały się poniekąd także moimi.”

– źródło National Gegraphic

Droga jest kręta 🙂

Jakiekolwiek próby wynajęcia samochodu spełzły na niczym, można wynająć samochód ale z kierowcą, i teraz rozumiem dla czego , jest bardzo niebezpiecznie, niby droga wygląda normalnie, a za chwile tragedia !!!

Może się jakieś drzewko zsunąć :))

Nagle dziury, ale tu mam na myśli takie w których schowa się cały samochód nie są wyjątkiem.

W Mahajagandze tez mieliśmy małą przygodę, urwało nam się koło !!!, jedziemy sobie na szczęście dosyć wolno, i nagle huk a obok samochodu turla się koło, udało nam się odnaleźć wszystkie śruby, bylem pełen podziwu dla Stevea naszego kierowcy, facet miał tak z metr 50 sięgał mi do ramienia, sam zamontował koło, a to nie są male rzeczy w takim Nissanie Patrol.

Mieliśmy parę przypadków, raz wpadliśmy w poślizg na plamie oleju. Innym razem, jeden z tych busików transportujących ludzi i kozy mało się na nas nie przewrócił.

a tu poniżej macie relację z tych przygód

A poniżej zdjęcia które Wam przybliżą Madagaskar 🙂 rozszerzona sesja zdjęciowa poniżej.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/91d56d86-090e-4121-b036-af1a5ec6ca64



Ankarafantsika

Uncategorised Posted on pon., 27 kwietnia, 2020 11:24

National Park – to esencja Madagaskaru , udało mi się tu spędzić dwa dnia, w końcu zaspokoiłem trochę pożądanie egzotyki, przygody.

Pobyt i zwiedzanie Parku pozwoliły sobie wyobrazić jak kiedyś wyglądał Madagaskar. Bogactwo flory i fauny przytłaczało, to co sfotografowałem to tylko mała część.

Zrobiliśmy przejażdżkę po największym jeziorze parku w którym jest mnóstwo krokodyli,

nasz przewodnik Ndrema , mówił ze pracuje od 20 lat w parku i średnio 1 człowiek rocznie traci życie zjedzony przez krokodyla.

Baobab obejmuje 8 gatunkow , 6 z nich to endemity Madagaskaru, te za nami mają 500 lat.

Gąsienica albo stonoga nie wiem co to jest, w każdym razie w momencie zagrożenia zwija się w kulkę.

a tak wygląda przed ”zwinięciem” .

Niestety nawet w parku który niby jet chroniony były ślady wyniszczającej aktywności ludzi, wieśniacy potrzebują trawy dla swoich krów i wypalając lasy, przeobrażają się one w takie poletka, na których wyrastają nie grzyby a kopce termitów.

Później po ulewnych deszczach dochodzi do erozji ,

a to koncowy efekt, bardzo pięknie to wygląda, ale te kaniony maja po kilkadziesiąt metrów głębokości i wszystko to spłynęło do kanału Mozambickiego.

poniżej zapraszam na krotką relację filmową z parku.

a tu jest link do zdjęć .

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/27eade1e-4886-46b7-8289-d639297b3829



No

Uncategorised Posted on wt., 14 kwietnia, 2020 13:23

i dopadła mnie ta franca , prawie 10 dni w gorączce do 40 stopni , do tego zapalenie płuc i najmniejszy wysiłek to jakby oddychać przez słomkę, do tego żadnej pomocy od szwedzkiej służby zdrowia , kontakt z lekarzem tylko przez telefon , jak mówię że mam gorączkę od tygodnia i jem Aspirynę i Alvedon taki lek bez recepty na zbicie gorączki, to mój lekarz powiedział że bardzo dobrze , bo jak jest gorączka tzn ze organizm się broni , żadnych antybiotyków czy rady żeby się zgłosić na pogotowie , dobrze że siostra miała jakieś medykamenty z Japonii i po 4 tabletkach gorączka wyparowała.

Kolega mówi że teraz mogę zarobić na sprzedawaniu osocza ?, dobra rada wuju, do tego mogę dodać że oprócz możliwości sprzedaży osocza są inne pozytywne ”niuanse” covid -19, mianowicie dostaje się koronę nie będąc królem czy królową, no i spadek wagi bez diety czy treningu 🙂

Wracając na Madagaskar, pierwszy hotel w Mahajanga nie był taki zły ale przygnębiający, wszędzie kraty.

Ciekawe czy ktoś by się domyślił co to jest ???:)

, zwróciłem uwagę obsłudze hotelu że brakuje telewizora, ale tylko po to żeby mnie nie obciążyli kosztami za jego brak, bo we wszystkich pokojach były a u mnie tylko uchwyt do telewizora :).

W trakcie popołudniowej sjesty wpadł gościu i wyjaśnił że będzie montował telewizor , próbowałem mu wytłumaczyć że nie chce , ale on się uparł i koniec , przyniósł nowy uchwyt do telewizora i zaczął borować, trzy razy próbował się wwiercić , w końcu skończyły mu się kolki i przepadł.

Pogoda nie rozpieszczała na początku i żeby nie popaść w depresję,

przeprowadziliśmy się do hotelu gdzie jako tako wszystko funkcjonowało, taka oaza normalności w tym kotle Mahajangi.

Mahajanga to miasto portowe ,ma około 170 tys mieszkańców leży nad ujściem rzeki Betsibooka

(o której wcześniej pisałem  )która u ujścia osiąga szerokość kilkunastu km.

Ma dwie promenady,

które wieczorem ożywają , dużo tu takich mini barów i restauracyjek.

Tak wygląda podstawowy zestaw obowiązkowy , czyli extra mini szaszłyczki , maniok i mini sałatka , no i oczywiście ryz.

W wielu miejscach są ślady dawnych ‘’okupantów’’ w postaci, budynków postkolonialnych, ale wszystko to jest zniszczone i się rozpada.

Najtańszym środkiem transportu zarówno dla ludzi jak i towarów są wszechobecne ryksze, nawet się dogadałem z chłopakami ze mogę czasami wziąć jakąś zmianę jak bym się nie mógł wydostać z miasta.

Cos co jest wszechobecne na Madagaskarze, to węgiel drzewny, to podstawowe źródło energii niezbędnej do przygotowania posiłku, co chwila są punkty sprzedaży, właściwie nie wiem z czego oni go wypalają bo drzewa są rzadkością.

Tak jak każde szanujące się miasto, również Mahajanga ma pomniki, jeden to najszerszy Baobab który już widzieliście wcześniej,

A inny bardzo ciekawy pomnik to AN-2, dwupłatowiec radzieckiej produkcji , na pewno jesteście ciekawi dlaczego akurat ten samolot został wyróżniony ?

Otóż jest to pierwszy samolot wolnego Madagaskaru, a wg kierowcy a okolice tego zacnego pomnika pełnią tez funkcję  miejsca schadzek starych europejskich gejów z młodymi lokalnymi chłopaczkami.

Poniżej przykład frywolności lokalnych służb drogowych , miały być pasy no to są , może w trochę złym miejscu ale liczba przejść się zgadza w każdym razie, Unia dala kasę na drogę przy promenadzie i pasy maja być.

No i to by było na tyle tym razem,

 poniżej link do fotek

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/5f9b774f-135d-4776-a692-954199bf3c8c

Kochani, trzymajcie się i nie dajcie się tej podstępnej francy.



Jak

Uncategorised Posted on pt., 20 marca, 2020 21:43

już nadmieniłem wcześniej, organizacją party na plaży zajął się nasz przewodnik z Cirque Rouge. Na zdjęciu po lewej 🙂

Oczekiwania nie były zbyt wysokie , szczególnie że padało już od paru dni, a jak byliśmy ostatni raz na plaży to parasol i kurtka przeciwdeszczowa były jak najbardziej wskazane. W końcu jednak przestało lać, słońce się pokazało i wszystko nabrało kolorów.

Jedzonko było skromne ale w pięknych okolicznościach przyrody Madagaskaru i plaży nad kanałem Mozambickim smakowało przewybornie.

Jeżeli chodzi o pożywienie to dosyć szybko można odczuć jak jesteśmy rozpieszczeni, tutaj wielu ludzi pracuje dosłownie za miskę ryżu, nigdy nikt nie zostawia resztek, pamiętam jak nie dojadłem zupy, kierowca się spytał czy na pewno nie będę kontynuował ?, po czym bez żadnego zażenowania dokończył. Obiady przeważnie jedliśmy razem z ”driverem”, bylem pełen podziwu dla jego możliwości, bo zjadał dwa razy więcej niż ja, tu chyba jest tak że jak jest możliwość jedzenia to się je, dopiero w takich sytuacjach można sobie uświadomić ile jedzenia marnujemy w Europie . Podczas całego pobytu na naszej niedoszłej kolonii nie widziałem grubych Malagaszy, co tam grubych ? , nawet otyłych nie zauważyłem. Doszedłem do wniosku że nie tylko bylem najstarszy na tej wyspie, nie tylko najwyższy, ale również najgrubszy :))).

Wszechobecne pieski wyglądają jakby je wypuszczono z jakiegoś obozu dla zwierząt.

Party okazało się również świetną okazją do socjalizacji z lokalną młodzieżą,

i interakcją społeczną , taka to zdobycz po połowach, to narybek rekina ” Młota”, to niezbyt wielka zdobycz dla całej rodziny.

Wiele kobiet, zarówno na Reunion jak i Madagaskarze chodzi z taką papką (maseczką ) na twarzy , podobno ta tradycja wywodzi się z Komorów , ale nie wiem czy to jest w celach upiększających czy jakichś kulturowych, może ktoś z czytelników ma jakaś propozycję lub sugestię ?

Nie widziałem żeby lokalne kobiety czy dziewczyny się garbiły, bylem pełen podziwu do stylu ich poruszania ,zawsze chodzą wyprostowane i z godnością, chyba wiem dlaczego ?, od małego noszą coś na głowie ale to moja subiektywna opinia 🙂

a poniżej link do relacji fotograficznej z imprezki na plaży 🙂

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/2b82eb1a-b34e-49ce-b914-2b3aaf171b38



Cirque Rouge

Uncategorised Posted on czw., 12 marca, 2020 18:31

to jedna z atrakcji Mahajangi. Cyklon się trochę uspokoił, deszcz osłabł, postanowiliśmy odwiedzić CR, ale jak to bywa na Madagaskarze dojazd był utrudniony, nie ma żadnych znaków, drogowskazów czy czegokolwiek co by zdradziło jak dojechać do CR, i bez kogoś kto nie zna drogi dotarcie do celu jest zadaniem prawie niewykonalnym bo dodatkowo GPS ma tez swoje nastroje na Czerwonej Wyspie. W pewnym momencie pomyślałem ze kierowca się pogubił, bo droga przypominała bardziej trasę Paryż – Dakar.

Przed CR jest plaża która podobno w sezonie cieszy się powodzeniem wśród bardziej zamożnych Malagaszy.

W okolicy jest wiele pensjonatów i hoteli , przypominających bardziej twierdze lub więzienia , otoczone wysokimi murami których grzbiety obsypane są tłuczonym szkłem i zwieńczone zwojami drutu kolczastego.

Dojazdu na teren CR strzegł szlaban w postaci solidnego konaru, dołączyło do nas dwóch ( raczej samozwańczych przewodników) których musieliśmy opłacić, jeden z nich Steven okazał się bardzo symptomatyczny i nawet później zorganizował nam grilla na plaży, ale o tym w następnych odcinkach :). Było w każdym razie wesoło.

Cirque Rouge to bardzo egzotyczne i niespotykane miejsce, wszystko by było pięknie gdyby nie fakt ze powstało pośrednio w skutek dewastacyjnej działalności człowieka, wycinka i wypalanie puszczy i lasów doprowadziło do erozji, wraz ze zniknięciem puszczy zniknęły tez zwierzęta, coś co jest bardzo ładne dla oka w gruncie rzeczy jest smutnym pomnikiem działalności ludzi. Nasz przewodnik Steven jak opowiadał o tym miejscu sam był zły na swoich rodziców i pradziadów, bo pamiętał czasy jak jeszcze był las pełen zwierząt i to całkiem niedawno.

Poniżej link do fotek z CR

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/e425d6a7-d0ff-423f-8c46-e63330fd4fe1



Wyjazd

Uncategorised Posted on sob., 29 lutego, 2020 19:19

z Parku okazał się dobrą decyzją, najbliższe parę dni lało praktycznie bez przerwy, mieliśmy szczęście że  nam się udało wydostać, dosłownie przestało padać na parę godzin i przeprawiliśmy się w ostatnim momencie. Po tym jak ruszyliśmy śladem autobusów, czekała nas jeszcze jedna niespodzianka, niestety nie udało mi się tego nagrać. Lewa strona była zblokowana przez ciężarówki, a w poprzek naszej leżała gałąź sporych rozmiarów a przy jej obu końcach stały sobie uśmiechnięte nygusy.

Kierowca się zatrzymał jakieś 50 m od przeszkody, nagle zostaliśmy otoczeni prze zgraję kilkudziesięciu nygusów, pojawili się nie wiadomo skąd, wszyscy cos krzyczeli do kierowcy, w końcu Steve wyciągnął banknot i wręczył nygusowi trzymającemu kasę – 10 000 Ariarów ( równowartość 10 złotych) a nygusy od gałęzi z uśmiechem usunęły przeszkodę i mogliśmy kontynuować.

Widać ze chłopaki nie były na szkoleniu u największego polskiego nygusa Dr. K. , on na drodze z Konina do Poznania ustawił trzy punkty poboru opłat.???

No i… zaczęło padać , z każdym kilometrem coraz więcej, centralne ulice Mahajangi zamieniły się w rwące rzeki,

byłem pełen podziwu dla tuk- tuków i ich kierowców, w niektórych miejscach wody było powyżej pół metra, jechaliśmy za karawaną ‘’żółtków’’, jak dojechały do skrzyżowania wszystkie naraz straciły przyczepność i odpłynęły porwane boczną rzeką, wyglądało to komicznie, niektóre zatrzymały się na fasadach domu inne odpłynęły jak ‘’Kawiarenki’’ Jarockiej i chyba wylądowały w delcie Betsibkoka.

Ulewa i cyklon spowodowały ze nasz pobyt w Mahajandze się wydłużył, po prostu spłukało mosty, trzeba było sobie jakoś zorganizować czas na miejscu. W mieście jest prywatny park , gdzie przyjmują zwierzęta które w jakiś sposób ucierpiały i potrzebują opieki,

jeżeli dojdą do zdrowia i są w stanie dać sobie radę na wolności to je wypuszczają. Dlatego Reniala Eco Park jest dosyć wyjątkowy, bo część zwierząt jest w klatkach, a część porusza się swobodnie po parku, czasami znikają na parę dni ale zawsze wracają bo czują się tam bezpieczne.

Na terenie parku jest tez wiele różnych drzew, największy to Baobab który stoi majestatycznie nad skarpą, dopiero z bliska można zobaczyć ze w jego cieniu stoi młody mężczyzna, jak się okazało, i to jest chyba najsmutniejsze ze ten człowiek to ochroniarz Baobaba. – No comments.

Poniżej krótka relacja z Parku Reniala.

A tu link  do fotek.     

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/213f2b6a-53e1-4c3d-8310-9c2894447cc9



Republika

Uncategorised Posted on sob., 22 lutego, 2020 21:21

Madagaskaru ma ca 25 milionów mieszkańców i powierzchnię prawie dwa razy większą od Polski 587 041 km2.

Planowanie takiej wyprawy jest dosyć złożone, bo ciężko cokolwiek zaplanować? , szczególnie jak się jest tu po raz pierwszy, jesteśmy przyzwyczajeni do płacenia kartą, bankomatów i Internetu, to oczywiście jest na Madagaskarze ale ???, czasami nie ma prądu albo Internetu , płacenie kartą tylko w dużych miasta i to sporadycznie, na stacjach można płacić kartą  ale nie za paliwo ???! , najlepiej zapomnieć o oczywistych oczywistościach do których jesteśmy przyzwyczajeni, przygotować wszystko wcześnie nie odkładać na później, bo nie wiadomo kiedy się dotrze do jakiegoś cywilizowanego miejsca, czasami przejechanie 100 km zajmuje godzinę, czasami parę godzin, a czasami w ogóle można nie dojechać, na szczęście kierowca okazał się również bankomatem. ?

Park Ankarafantsika leży jakieś 450 km od stolicy, sam wyjazd z tego kitla zajął dwie godziny, chmurzyło się i siąpił deszczyk, to była zapowiedz tego co miało nastąpić.

Droga ogólnie dobra ale z niespodziankami, nagle pojawiała się  wyrwa o długości i głębokości paru metrów sięgającą do polowy jezdni.

Pierwszy postój na posiłek po jakichś 100 km,

zamówiłem zupkę,

na cale szczęście poszedłem do ubikacji po konsumpcji, bo bym chyba zupki nie przełknął, zobaczyłem kuchnię od kuchni.

a miedzy kuchnia a kibelkami baraszkowały dzieciaczki …

Hmm , no cóż ja mogę Wam powiedzieć ???:) , teraz nie dziwota ze moje życie na Madagaskarze to życie na ‘’petardzie’’. J

Od Antany do Parku nie było żadnych lasów L , czasami jakieś samotne drzewka lub parę , w dolinach uprawy ryżu.

Na wsiach przeważały szałasy, a Zebu to podstawa jako zwierzę używane do zaprzęgu. Ponad 400 km jazdy i tylko ogołocone powierzchnie, najpierw prze okupantów, a teraz miejscowi dokończyli wypalając lasy po to żeby moc wypasać Zebu. Podobno są jakieś programy które maja na celu stworzenie takich korytarzy zieleni, żeby ocalić resztki flory i fauny, ale podczas całej drogi tylko raz widziałem ludzi którzy rzeczywiście sadzili drzewka.

Jak po paru godzinach dotarliśmy do mostu na rzece Betsiboka, krople deszczu już miał rozmiary dorodnych winogron. Rzeka ma ponad 500 km długości źródła w okolicach stolicy a z kanałem Mozambickim łączy się rozległą delta nad która jest położone miasto Mahajanga.

Most sprawiał wrażenie rachitycznego, oparty na wysmukłych podporach jak nogi żyrafy wysoko nad grzmiącą, kotłującą się rzeką. Czerwone zabarwienie to jeszcze jeden skutek dewastacyjnej działalności człowiek która doprowadza do erozji gleby i wypłukiwanie olbrzymich ilości sedymentu.

A tu krótka relacja z przeprawy przez Betsiboka, zarówno w drodze do Mahajangi jak i w drodze powrotnej.

Na wieczór dotarliśmy do Parku , Ankarafantsika przywitała nas ścianą deszczu, postanowiliśmy się zatrzymać i zobaczyć co przyniesie następny dzień.

A to jeden ze stałych gości pomieszczeń, te jaszczurki zawsze są w pokojach niezależnie od standardu.?

Poranek przywitał ulewą, krótka narada i po informacji ze ma jeszcze padać przez kilka dni, szybka decyzja ze Park odwiedzimy w drodze powrotnej.

Wyjazd z parku trwał krótko, wolny tylko lewy pas, prawy blokują ciężarówki, w końcu tez prawa strona zablokowana, okazało się ze ulewa zmyla drogę, dwie ciężarówki obok się zagrzebały się po osie,  do tego busik które próbował je ominąć tez się zakopał.

Jakimś cudem wydobyli busa i odblokowali jedyny możliwy przejazd , ale jakbyśmy nie mieli terenówki i napędu na cztery koła to chyba trzeba by było zamieszkać w szałasiku.?

a tak to wyglądało w praktyce…

a poniżej link do fotek.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/477e1771-08e2-4cfe-9652-5a11c7a2f733

Ciąg dalszy wkrótce. ?



Minął

Uncategorised Posted on śr., 19 lutego, 2020 13:50

już prawie tydzień od powrotu z wyprawy, powoli dochodzę do siebie i stolec również 🙂 , brałem tabletki przed wyjazdem na Madagaskar i jak mi poradzono zjadłem lokalny jogurt, szczerze mówiąc nie wiem czy to coś pomogło bo nagłe, wybuchowe i niezapowiedziane wycieczki do kibelka były regułą a stolec zarówno kolorem jak konsystencją przypominał wody kanału Mozambickiego, w którym zresztą się kąpałem? , ale o tym innym razem.

Szok kulturowy przy zderzeniu z Madagaskarem był przeolbrzymi, chociaż nie wiem czy większego wstrząsu nie przeżyłem po powrocie do rzeczywistości. Naładowany tymi wszystkimi doznaniami i ogólnie pozytywnym i przyjaznym nastawieniem uśmiechniętych Malgaszy, po zejściu do ,,Hadesu’’, jazda metrem wydawała mi się czymś upiornym. Wagon pełen, białych, czarnych, żółtych , Szwedów Polaków, Rosjan, Afrykanów itd. i… kompletna cisza, tylko te wykrzywione i wk…. ryjki, wpatrzone w ‘’ srajfony’’ albo w ścianę byle uniknąć kontaktu wzrokowego. Wagon widmo pełen martwych ludzi, jedyny uśmiechnięty osobnik to jakiś ‘’Mużaj’’  z reklamy.

Jak opowiedziałem znajomej o swoich odczuciach, to zwróciła mi uwagę że to nie prawda, Szwedzi również się uśmiechają, i rzeczywiście muszę jej przyznać rację, też o tym słyszałem i to nie są sporadyczne przypadki, czasami nawet wielu w jednym miejscu się ”uśmiecha” w…. kostnicy. ?

Ja w każdym razie jestem naładowany pozytywnie i mam nadzieję że tak będzie do czasu następnego wypadu, nawet złośliwy komentarz kolegi :,,… żebym się tak nie cieszył i że mi ten uśmieszek zniknie za niedługo z twarzy, nordyckie powietrze wyssie ze mnie calą radość, zostaną tylko zapadnięte policzki i ‘’kwaśna kapucha’’ , nie zrobił na mnie wrażenia.

W ogólnym rozrachunku to była najlepsza a właściwie najbardziej wartościową wyprawa jaką dotychczas zrobiłem, w pewnym sensie odmieniła moje spojrzenie na życie. Dubaje , Paryże , all inclusive , to wszystko wydaje się teraz bezsensowne, jeżeli nie byleś na Madagaskarze to w d…e byleś i g…o widziałeś ?

Mimo wielu różnych problemów, czasami nawet nieprzyjemnych sytuacji to już tęsknię za Madagaskarem, po prostu pokochałem ten kraj i tych ludzi 🙂

Przygoda rozpoczęła się w stolicy Madagaskaru – Antananarywie. Najpierw 24-godzinna podróż ze Sztokholmu przez Paryż do St. Denis na Reunion , a potem niecałe 2 godziny samolocikiem z Reunion na Madagaskar.

Nazwa miasta Antananarywa oznacza „Miasto Tysiąca”. Tak jak większość miast ma przynajmniej trzy różne nazwy, często ciężko się porozumieć bo oficjalna nazwa różni się diametralnie od tej której używają Malgasze, potocznie stolica jest nazywana Tana.

Położona na wzgórzach wokół pól ryżowych.

Ciężko się ją zwiedza bo jest zatłoczona i zakorkowana, a pasy zostały namalowane dla zabawy, trzeba się przemoc i nauczyć sprawnie przebiegać przez ulicę. Korki i tłok to zmora większości dużych miast , to co wyróżnia Tanę, to stężenie spalin, nie da się oddychać, po godzinnym spacerze moje 3-letnie niepalenie papierosów szlag trafił tyle się nawdychałem ciężkich metali.

Głównym powodem postoju w Tanie było spotkanie z kierowcą i ustalenie szczegółów wyprawy, są wypożyczalnie samochodów , ale samochodu bez kierowcy nie da się wynająć,  wydaje się to trochę dziwne szczególnie przy dłuższej podróży, ale teraz ze scenariuszem w kieszeni mogę stwierdzić ze taki kierowca jest bezcenny, jazda samemu nie będąc lokalnym graniczy z samobójstwem, poza bezpieczeństwem kierowca znajdzie odpowiednie miejsce postoju lub hotel, Internet działa tylko w większych miastach i to tez różnie, tak ze wyszukiwanie noclegów przez Internet to bardziej teoria.

Ustaliliśmy ze Stevem ze pojedziemy na północ , pierwszy cel to miasto portowe Mahajanga na północnym-zachodzie,  po drodze zahaczymy o park narodowy Ankarafantsika.

Jeszcze szybka wizyta w salonie fryzjerskim ciut większym od kartonu po telewizorze radzieckim Rubin.

Z taką fryzą można ruszać na podbój ‘’czerwonej wyspy’’ albo ósmego kontynentu jak również nazywają Madagaskar.

A poniżej link do fotek.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/b0d7a541-1e30-4751-967b-7a39dd75e269



Madagaskar

Uncategorised Posted on sob., 01 lutego, 2020 18:20

Kochani !!! , wybaczcie że nic nie napisałem dotychczas ( nawet telefonicznie dostałem zapytania dlaczego nic się nie odzywam ) , nie mam budżetu jak Martynka , nikt mi niczego nie ustawia i nie załatwia, sam walczę o wszystko, ( dziękuję sponsorom za te dwa złote w styczniu), podróż śladami Beniowskiego nie jest łatwa uwierzcie mi 🙂

Kochani obiecuje ze będę relacjonował jak tylko będę mógł, ale są problemy z Internetem , tzn, ” Interneta nie tu”

przesyłam zdjęcie z Mahajangi

to najszerszy Baobab ( podobno )

a tu link do filmiku z jednej z przepraw

i przygoda z Cyklonem

,,, no i wierzę w Was!!! itd. 🙂



Miało być

Uncategorised Posted on niedz., 12 stycznia, 2020 21:41

o literaturze, i o podróżach w świecie książek które ostatnio odbyłem,

ale co sie odwlecze to nie… itd.

Czekaja nowe wyzwania , szczepionki przeciwko , krztuścowi , żółtaczce , febrze, tężcowi zaaplikowane , przeciwko cholerze i innym rozwolnieniom wypite.

Tabletki przeciwko malarii zakupione

dezaktywuje się , wy… , nie ma mnie , jak się odezwę, to się odezwę a na razie lecę Paaa..!!!! Wierze w Was ! itd:)))



Historia

Uncategorised Posted on niedz., 22 grudnia, 2019 17:17

jednej fotografii. W poprzednim wpisie opowiadałem o problemach jakie napotkałem próbując znaleźć kompetentnego krawca w Sopocie. Wybawieniem okazał się zakład p. Grzegorza przy zbiegu Alei Niepodległości i 23-go Marca.

Jeden z czytelników rozpoznał w tym lokalu miejsce w którym toczyło się bogate życie towarzyskie w czasach słusznie minionych, mieścił się tu gierkowski ” PUB” zwany w tamtych czasach pijalnią piwa, było to również ”Allegro” tamtych czasów, tu wg. czytelnika można było z łatwością dokonać zakupu rurki miedzianej lub kleju ,,Butapren” .

Zaciekawiony historią tego lokalu , za radą czytelnika ”rozpuściłem wici” w Internecie , na odezwę nie trzeba było długo czekać , poniżej wybrane komentarze.

No cóż ja mogę Wam powiedzieć ? Piękna romantyczna historia , przechodzimy kolo takich obiektów codziennie nie zdając sobie sprawy jaka bogata jest ich przeszłość.

U ”Adama” czy ” U milicjanta” było ważnym węzłem scalającym lokalną społeczność, mężczyźni mieli miejsce spotkań , zarazem była to ”giełda” towarowa, i panowie mogli przynieść małżonkom rurkę miedzianą albo Butapren !!!, a były to towary deficytowe. Dzieciaki nie ślęczały nad ”srajfonami ” tylko biegały tatusiom po piwo , taszcząc je w bańkach na mleko , miały ruch, a nie jak dzisiaj. Kobiety które dbały o wygląd zaopatrywały się w piwko i ”użyźniały” piórka witaminą B , nie jakąś chemią !!!.

Starzy bywalcy z górnej polki , mieli półkę z własnymi kuflami, a wybrancy mogli się raczyć piwem ze ”śliwek”.

I komu to przeszkadzało ja się pytam ? 🙂



Kurtka

Uncategorised Posted on pt., 13 grudnia, 2019 23:16

Ostatnio odbyłem podróż zarówno bardzo krótką jak i odległą bo cofnąłem się w czasie parę dekad, a wszystko to za sprawa mojej można powiedzieć antycznej kurtki.

Każdy ma jakąś rzecz, może to być cześć garderoby, maskotka, pluszak , jasiek itd , z którymi nam się jest z różnych powodów bardzo trudno rozstać. Trzymamy takie zabytki latami, i nie mamy serca się ich pozbyć, wyrzucenie takiego ”artefaktu” można porównać do zdrady najlepszego przyjaciela, dlatego nie zważamy uwagi na to że nasza ukochana rzecz może nie jest modna, podniszczona, siła przywiązania jest zbyt wielka.

Kurtkę która jest bohaterem niniejszej historii nabyłem ponad 20 lat temu w sklepie u ”Turka” w malowniczym Helsingborgu, położonym nad cieśniną po której przeciwnej stronie jest miasteczko Helsingör z uwiecznionym przez Szekspira zamkiem Hamleta.

W tamtych odległych czasach mieszkałem w Höganäs , nadmorskiej mieścinie położonej 20 km na zachód od Helsingborga.

W ciągu ostatniego 20 lecia reanimowałem swoją  kurtałkę wielokrotnie , była poddawna wielokrotnym ”przeszczepom’’ zarówno podszewki, kieszeni, jak i guzików , były tez zabiegi upiększające jak ”lifting’’ i ‘’botox’’.

Nadszedł czas kolejnej ”hospitalizacji’’ podczas której należało dokonać transplantacji guzików i kieszeni.

Na miejsce zabiegu wybrałem punkt mieszczący się przy Podjeździe w Sopocie.

Jeszcze nie skończyłem prezentacji wszystkich dolegliwości ”pacjentki’’ , a pani której każda komórka ciała była przesiąknięta nikotyną, stwierdziła stanowczo swoim porysowanym głosem że nic nie jest w stanie pomóc bo nie ma guzików itd.  , na pożegnanie wyskrzeczała żebym poszedł do pasmanterii przy Alei Niepodległości.

Jak otwierałem drzwi do pasmanterii tknęło mnie złe przeczucie, te masywne wrota pamiętały strajki stoczniowców z lat 70-tych , ważyły chyba z pól tony, siła bezwładności była olbrzymia, po wprowadzeniu w ruch próba ich zatrzymania groziła wyrwaniem ramienia, brakowało jeszcze ciężkich kotar które w czasach gierkowskich były zawieszane za drzwiami w celu zmniejszenia utraty ciepła, niestety przekraczając kurtynę było się narażonym na zderzenie z osoba zmierzającą w przeciwnym kierunku.

Pani krawcowa ukrywała się w rogu sklepu, i gdyby sprzedawczyni nie wskazała jej palcem to bym jej nie zauważył , była skutecznie zakamuflowana, doskonale zlewała się z tłem, odniosłem wrażenie jakby nie chciała żeby ją ktoś znalazł i prawie jej się to udało. Słuchała mnie z coraz większym strachem i przeżarzeniem, ledwo słyszalnym głosem poinformowała mnie że nie ma materiału do ’’ przeszczepu’’ kieszeni ,wytłumaczyłem jej że pacjentce to wszystko jedno jakiego materiału użyje bo i tak go nie będzie widać ?, na co pani stwierdziła  że i tak nie ma niezbędnego  sprzętu specjalistycznego  w postaci odpowiedniej maszyny do szycia

Poleciła mi salon krawiecki również przy Niepodległości vis-à-vis Biedronki usytuowanej na wylocie w kierunku  Gdyni. 

Ta wędrówka od ”przychodni” do ”przychodni ”  robiła się coraz ciekawsza ? , myślałem że zwątpię jak ”pielęgniarka” już na wstępie zaczęła biadolić, i z wyrazem bólu i zrezygnowania tłumaczyła że zabieg nie ma sensu i że raczej to tu nic nie da się zrobić , załamany zacząłem planować ostatnie pożegnanie i pochówek.

Nagle pojawił się młody energiczny”lekarz” ozdobiony tatuażami na szyi i przedramionach, odsunął zdecydowanie ”pigułę” i przejął inicjatywę :

  • ”transplantacja” kieszonek  !
  • ”przeszczep” guzików  !

 Koszt 70 złotych , ”pacjentka” do odbioru  o godzinie 17-ej w poniedziałek !!!, zapytałem nieśmiało czy jest możliwość wcześniejszego odbioru , bo na 17-ą  mam już inne plany  ???,  hmm, ok zrobimy co w naszej mocy , proszę przyjść o 14-ej usłyszałem..

Szok !!! , czyli można ???!!! , nie wymagałem cudów , tu nie chodziło o naprawę satelity czy lotniskowca tylko o przyszycie paru guzików i wszyciu dwóch kieszeni.

Ta ”podróż” była  przygnębiająca, panie prowadzące własne biznesy były całkowicie bez inicjatywy, bezradne , sprawiały wrażenie osób które już się poddały, tylko czekały na swoje 500+ , tylko dla nich to trochę za późno, takim pozytywnym akcentem tej przygody był ten młody człowiek który nie czeka aż mu ktoś da, sam przejmuje inicjatywę i działa.

Polecam gorąco , tylko rozmawiajcie z wytatuowanym kolesiem. !:)

A teraz coś z innej ”mańki” , przeglądam swoje stare wpisy , trochę porządkuję i natrafiłem na taki filmik z Tajlandii , kolega mi opowiadał że się tam wybiera i myślę ze jest to coś co warto spróbować, są oczywiście salony masażu ale żaden film mi się nie zachował 🙂



Droga

Uncategorised Posted on pt., 20 września, 2019 01:14

powrotna dla urozmaicenia wiodła przez Raciążek, to właściwie takie przedmieścia Ciechocinka , W latach 1317 -1870  Raciążek posiadał prawa miejskie. Można tu zwiedzić ruiny zamku biskupów kujawskich, , wzniesionego po 1330 roku na miejscu starszego, drewnianego.

Miejsce traktatów dyplomatycznych króla Władysława Jagiełły  z Krzyżakami w 1404 roku i po bitwie grunwaldzkiej w 1410 roku.

W pierwszej połowie XVIII wieku zamek przebudowany na rezydencję pałacową. Po sekularyzacji dóbr opuszczony popadł w ruinę i uległ rozbiórce w pierwszej połowie XIX wieku.


Do dziś zachowały się fragmenty murów czworobocznego budynku gotyckiego na fundamentach z głazów oraz fragmenty murów obronnych, wieży i części murów piwnicznych budynku zamkowego. Zamek położony na stromym cyplu dawnej skarpy wiślanej.

W Raciążku możemy również podziwiać współczesne ruiny.

I Renesansowy kościół Wszystkich Świętych i św. Hieronima, o tradycjach gotyckich, z 1597 roku z fundacji biskupa kujawskiego Hieronima Rozrażewskiego.

Raciążek położony jest na wysokiej krawędzi pradoliny Wisły – około 80 m n.p.m.  Ostatni etap drogi do Ciechocinka to zjazd serpentyną w dol po zboczach krawędzi.

Po ponad sześciu godzinach i sześćdziesięciu kilometrach przybywamy na metę, powrót do realnego świata, w pewnym momencie będąc po drugiej stronie Wisły, myślałem o tym ze się nie wydostanę z tej ‘’Nibylandii’’ i będę musiał krążyć między cmentarzem ewangelickim , ruinami zamku i kościoła, szukając ukrytej drogi.

Jeszcze nigdy piwo mi tak nie smakowało jak po tej wyprawie, tak zakończyliśmy tę podróż z moim druhem i przewodnikiem, dzięki któremu ten wypad doszedł do skutku i mogłem poznać te nie znane dla większości turystów zakątki.

No cóż ja mogę Wam powiedzieć ?  :   probably the best beer in the world !!!

a poniżej link do fotek

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/c838c26c-26ed-4e10-95e6-92c3bc795eac



Prom

Uncategorised Posted on pt., 13 września, 2019 13:25

przybija do miejsca które jest jakby zapowiedzią wkroczenia w inną rzeczywistość , Nieszawa była takim preludium. Przystań leży w szczerym polu , droga do Starych Rybitw prowadzi pośród  łanów kłaniających się zbóż ,

a później przez gęsty las. W Starych Rybitwach straszą  ruiny opustoszałego kościółka. Jakiś napotkany jegomość twierdził ze to kościół Ewangelicki , z kolei w Internecie znalazłem info ze to Rzymskokatolicki, ‘’kakaja raznica’’ , ruiny tu ruiny.

Następny etap to Bobrowniki, do których prowadzi droga wzdłuż Wisły.

W miasteczku nad brzegiem rzeki są ruiny zamku. Tak najprawdopodobniej kiedyś wyglądał otoczony fosą,

a dzisiaj tak , i komu to przeszkadzało ? 

Zamek w Bobrownikach powstał prawdopodobnie ok. połowy XIV w. Jego fundatorem był książę dobrzyński Władysław Garbacz. Był siedzibą książęcą, starostów książęcych, wójtów krzyżackich i starostów królewskich. Zachowane krzyżackie inwentarze mówią o istnieniu w pobliżu zamku związanego z nim folwarku.

W 1377 zamek otrzymał od króla Ludwika Węgierskiego Władysław Opolczyk, ten sprzedał warownię w 1392 roku zakonowi krzyżackiemu. W 1405 Władysław Jagiełło  wykupił ziemie dobrzyńską  razem z Bobrownikami z rąk Krzyżaków, jednak już cztery lata później po ataku na warownię i zburzeniu części murów przez artylerię krzyżacką przeszedł 28 sierpnia w ręce zakonne, po czym prawdopodobnie latem 1410 r. powrócił pod polskie władanie. Jego nadgraniczne położenie ponownie stało się przyczyną wielu inwestycji w modernizację obiektu; mimo tego obiekt, będący siedzibą starostów, nie odegrał już żadnej roli militarnej. W czasie wojny trzynastoletniej i walk z Zakonem w latach 1519–1521 urządzono w nim więzienie dla pojmanych rycerzy krzyżackich. Przesunięcie granicy państwowej ostatecznie pozbawiło budowlę strategicznej roli.

W czasie wojny 1655–1660 zamek wraz z archiwum grodzkim został spalony przez Szwedów, mimo to na początku XVIII był on jeszcze w niewielkim stopniu użytkowany. W drugiej połowie XVIII w. obiekt był już bardzo zniszczony.  ( źródło Wikipedia ).

I serce się raduje na takie widoki , chociaż młodzież dba o ruiny i pogłębia wiedzę o historii ziemi dobrzyńskiej.

Z Bobrownik droga prowadzi  przez Nowy Bóg Pomóż do Stary Bóg Pomóż,

a dalej to już koniec świata i nawet Bóg nie pomoże, trzeba zawracać.

A poniżej link do fotorelacji

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/acab6add-5e35-498d-9578-5239db474b64



Nieszawa

Uncategorised Posted on niedz., 08 września, 2019 10:38

robi raczej przygnębiające wrażenie , takie opustoszałe wymarłe miasto o którym p Bóg ,

obecnie rządząca zorganizowana drużyna przestępcza, jak i wszystkie poprzednie drużyny zapominały, tu chyba nawet 1 EUR z dotacji nie dotarło , ciężko znaleźć budynek bez sypiącego się tynku.

Gdyby ten młody cyklista nie zatrzymał się na pogawędkę,

to ta pani z nikim by nie zamieniła słowa przez cały dzień, tak tu pusto, tu nie ma nawet ,,Biedronki’’ żeby sobie uciąć pogawędkę z kasjerką.

Przepraszam, skłamałem, są dwie nieruchomości o których p. Bóg nie zapomniał,  ale to jego własność  – kościół św. Jadwigi o którym już wcześniej wspominałem, jak i  kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego wraz z klasztorem franciszkanów który został  zbudowany w latach 1611-1635. Dzięki fundacji ,,Krzywdów i Bieńków’’ został odremontowany.

Teraz karmelitanki Płaskostope nim zarządzają. Za 30 zl można przenocować w odrestaurowanej celi klasztornej z prysznicem. To wspaniale miejsce żeby się wyłączyć i wyalienować od świata zewnętrznego, cisza spokój kontemplacja i wspaniale posiłki przygotowywane przez siostrzyczki.

Pierwsza wzmianka o Nieszawie pochodzi z 1230 r. Ostatecznie Nieszawę przeniesiono w 1460 ok. 30 km w górę Wisły do miejsca gdzie się znajduje obecnie. Tak więc miejscowość w ciągu nieco ponad 200 lat zmieniła swe położenie dwa razy, przesuwając się blisko 40 km w górę Wisły. Nowe położenie okazało się korzystne, w ciągu XV i XVI w. nastąpił rozwój Nieszawy jako ośrodka handlu zbożem, któremu kres położyły najazdy szwedzkie w drugiej połowie XVII w. W 1793 miasto znalazło się w granicach zaboru pruskiego, od 1807 do 1815 w Księstwie Warszawskim, następnie w Królestwie Polskim (zabór rosyjski). Wiosną 1945 do Wisły wrzucono 38 Niemców – mężczyzn, kobiet i dzieci. Dorosłych wcześniej zabito. W 2004 odsłonięto pomnik z napisem „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. ( źródło  Wikipedia).

To miasto ma potencjał , tylko potrzebuje zastrzyku energii i wizjonerstwa , mam nadzieje ze się otrząśnie z letargu.

Następny etap wycieczki to przeprawa promem przez Wisłę do Starych Rybitw,

prom kursuje co godzinę, miły przerywnik w rowerowaniu, chociaż jak zobaczyłem tę kolekcję butelek i  puszek po piwie,  i kotwicę  w postaci kamyka obwiązanego drutem , to trochę zwątpiłem.:)

A co zwiedziłem i zobaczyłem po drugiej stronie , to już w następnym odcinku .

A tu link do fotek z Nieszawy  

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/6325d510-a2d1-46a0-a74f-be62879ee99a