z łąki na której razem z kuzynem zbieraliśmy
mlecze dla kłapouchów jest dobrze zakamuflowany i ciężko go zlokalizować,

został
‘’wchłonięty’’ przez budynek mieszkalny i osoba postronna nigdy się nie domyśli ze częścią domku jest bunkier z czasów wojny.
Oprócz obowiązków były tez
atrakcje, jedną z nich była wspólna
wyprawa nad Puńcówkę. Rodzice, wujki , ciocie , torby, wózki, koce , ciasta , kotlety, napoje i całe
mnóstwo dzieciaków , wszyscy szliśmy w dól ulicą Błogocką. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, kolory i zapachy lata dookoła, i ten beztroski i bezproblemowy dziecięcy świat , a tak wygląda obecnie Błogocka w zimowej szacie.


Obecnie, zejście kawałkiem ulicy który prowadzi do rzeczki jest niebezpieczne, w czasie ulew ‘’spłynęła’’ do lasku
miejskiego. Tak to wygląda od paru lat ,

i ciężko sobie wyobrazić ze kiedyś była to ruchliwa ulica pokryta kostką brukową.
Na
dole mijaliśmy starą kręgielnię która pamięta czasy Franza Jozefa , prawdziwy zabytek obecnie na sprzedaż , ktoś chętny ?,

stąd już tylko kawałek do polany na
której rozbijaliśmy obozowisko. Jak jednak niewiele potrzeba do szczęścia, dla
dzieciarni budowanie tamy z rodzicami , nauka puszczanie kaczek , łapanie pstrągów, czy gonitwa za motylami, żabami i jaszczurkami to były niesamowite emocje. Niestety odkąd zbudowano stopień wodny to nasza
łąka znalazła się pod wodą,

no ale dzisiaj dzieci mają inne atrakcje, a z
rodzicami mogą się komunikować przez smartfony albo IpadyJ.

Ulica Błogocka prowadzi do Błogocic,
dzisiaj to cześć Cieszyna, wcześniej wioska ale za to z własnym zamkiem. Skromny dworek ,zwany – ‘’Zameczkiem
w Błogocicach’’ został wybudowany w pierwszej połowie XVI prze rodzinę Mitmayerów,

źródło : fotopolska.eu
wielokrotnie zmieniał właścicieli i był przebudowywany. Ostatnim razem
wyremontowany częściowo z funduszy- ‘’wyimaginowanej wspólnoty’’.

Nieopodal ‘’Zameczku’’ , jest osiedle
bardzo zgrabnych domków jednorodzinnych , potocznie zwanych – ‘’aleją celników’’.
To określenie kojarzy mi się z tym co mi opowiadał zaprzyjaźniony celnik z Kościerzyny
w czasach kiedy pracowałem na Kaszubach a Polska nie była częścią
wyimaginowanej wspólnoty :… wśród celników jest taka zasada – samochód wolno kupić dopiero po dwóch latach
pracy , a dom postawić dopiero po pięciu.
Celnicy to byli Panowie !, jak się nie miało układów albo nie posmarowało
to mogli przetrzymać na granicy, stosowali tak zwane zmiękczanie. Myśmy mieli dobrze, bo wujek miał układy, i
jak jechaliśmy na wakacje do Bułgarii to nas przeprowadzał bez kolejki i bez
kontroli, chociaż nasza Skodzina S100 w kolorze bordo,

była obciążona towarem do granic wytrzymałości
, na dachu podwójne zestawy namiotów , butli gazowych krzesełek, w środku siedzieliśmy ściśnięci, każdą wolną przestrzeń wypełniały ręczniki, wiertarki, radioodbiorniki, kremy Nivea i innym badziewie, tak pożądane w naszych bratnich krajach, podwozie szorowało po cieszyńskim bruku przy
najmniejszej nierówności.

Dzisiaj chodząc po Cieszynie można nie zauważyć ze się przekroczyło
granicę , takie to czasy nastały.

Spacerując aleją Jana Łyska w kierunku centrum
idziemy wzdłuż Puńcówki ,

mijamy staw w którym latem można popływać na kajakach
,


przechodzimy obok kładki nad Olzą
zbudowanej już w czasach Unii,

i
docieramy do mostu Wolności – mostu Svobody, to jego najnowsza nazwa w ponad 100 letniej
historii.

Kontynuacja wkrótce.

A tu poniżej link do fotek.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/289103