graniczne w
Nikozji nie jest jakoś specjalnie oznaczone, Grecy uważają chyba że jak północ
jest okupowana to i nie ma przejścia granicznego i nie ma sensu udzielać
jakichkolwiek informacji o czymś co w teorii nie istnieje . Przejście
którego nie ma jest w centrum starego miasta, krótka kontrola paszportowa i
jesteśmy po stronie okupowanej. Restauracje, kafejki , sklepiki ,komercja na
całego , zabudowa niższa , budynki jedno-,
dwukondygnacyjne , odniosłem wrażenie jakby to była starsza część
starego miasta.
Dosyć często widać flagi tureckie czy pomniki ku czci jakichś
generałów no i oczywiście Ataturka. To co mnie zaskoczyło to praktycznie brak
chust , hidżabów , burek czy czadorów ,
w Sztokholmie się widuje o wiele częściej kobiety w tych specyficznych dla
islamu nakryciach głowy.
Wiele osób polecało
odwiedzić Kirenię albo Kyrenie albo
Girne, to nadmorskie miasteczko oddalone
30 km od stolicy. Dojechać można busikami, z tym ze znalezienie zajezdni ’’
Dolmuszów ‘’ to niezła zabawa , tak jak by się specjalnie ukrywali przed
turystami, nie ma żadnej informacji ani szyldów.
Jazda z kierowcą który
słuchał jakiejś lokalnej listy przebojów na pełen regulator była fascynująca
coś dla ludzi którzy kochają mocne wrażenia i adrenalinę , facet wyprzedzał
wszystko i wszystkich, nigdy bym nie pomyślał ze te busiki są w stanie rozpędzić
się do takich prędkości,
stan w jakim byli pasażerowie można porównać do ‘stanu
nieważkości , ‘’fruwaliśmy’’ we wnętrzu ‘’ puszki ‘’ odbijając się od ścianek (
pasów brak ) , temperatura przekraczała 40 stopni , bo wesoły kierowca
oszczędzał Air Condition, a szybkę opuścił tylko po swojej stronie. Jak
dojechaliśmy na miejsce , facet wysiadł i sobie
polazł, wszyscy otępiali z wrażenia siedzieliśmy jak te stupory , dopiero po
pewnym czasie doszło do nas ze jesteśmy w Girne. Cała a ta niezapomniana atrakcja
za jedyne 4 ‘’zeta’’.
Mieścina fajna i warta
odwiedzenia , mnóstwo restauracji, knajpek , pubów dookoła portu ,a tuz obok średniowieczna twierdza , uroku dodają
bardzo niskie ceny.
Poszedłem coś zjeść do baru , po paru godzinach jak już wracałem do
przystanku autobusowego , wyleciał facet z tego miejsca w którym się stołowałem i zaczął podpytywać jaki mam telefon, okazało
się ze go zapomniałem na stole podczas mojej wizyty. Taki miły akcent na koniec wypadu na ziemię okupowane 🙂
A poniżej link do fotek
https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/410483