parę zapytań dotyczących kuchni
tajskiej :… jaka ona jest ? a czy jakiś przepis mam ? i takie tam blablabla i pierdu, pierdu. Po
pierwsze, to mi smakowała , to kuchnia w której czuć wyraźne wpływy kuchni
chińskiej i indyjskiej , czyli egzotyka i ‘’pikanteria’’ ? , ale także
odrębność i oryginalność poprzez używanie charakterystycznych składników jak
mleczko kokosowe, trawa cytrynowa, liście limonki czy świeży imbir.

coś , czym raczyłem codziennie podniebienie i żołądek to tajski
klasyk – zupa ostro – kwaśna Tom Yum
Kung

To proste danie które łatwo i szybko można przygotować.

Kupujemy w Biedronce lub Żabce :

Mleczko kokosowe, pastę tom yum, łodygę świeżej
kolendry , cukier brązowy, sos rybny, sos z limonki, imbir , łodygę trawy cytrynowej, pomidora , szalotkę , cebulę
, krewetki, ( albo jak ktoś nie przepada
za owocami morza to kurczaka lub kunę ), świeżą papryczkę chili, liście limonki
kaffir, imbir galangal, grzyby słomkowe i imbir tumerik.

Wszystko mieszamy, zalewamy wodą i
gotujemy, gotujemy, gotujemy.. no i gotowe , można podawać z ryżem lub
makaronem.

Smacznego !

Ci którzy nie przepadają za gotowaniem mogą
się wybrać do tajskiej restauracji, ja znam jedną w Sopocie na ‘’monciaku’’, a dokładnie w
górnej części tego słynnego dreptaka, vis-à-vis kiosku Ruchu, tak lekko na skos
, byłem tam ponad dwa lata temu i gotowali dobrze.

Jeżeli chodzi o kulinaria i potrawy, to
jedno z najbardziej traumatycznych doznań zawsze będę łączył z ‘’Norrlandspölsa
‘’ , o tym ekskluzywnym daniu kuchni szwedzkiej raczej nikt z Was nie słyszał i
nie kosztował, i raczej nie skosztuje.

Ale po kolei , jako młody prawie 30-letni
student uniwersytetu w Uppsali, w przerwie międzysemestralnej zatrudniłem się w
rzeźni , jako siła niewykwalifikowana otrzymywałem różnorakie odpowiedzialne
zadania. Jednym z nich było zmielenie podrobów – nerek, wątróbek i serduszek
krowich które są podstawowymi składnikami Norrlandspölsa.

W
każdym z wózków z nierdzewnej stali było po kilkadziesiąt kilogramów podrobów ,
zwiozłem je windą do podziemi i wjechałem do wilgotnego i zimnego pomieszczenia
w którym był młynek do mielenia mięsa,

dokładna
kopia młynka który mieliśmy w domu jak byłem dzieckiem, tylko że w skali 100:1.
Był przeolbrzymi, miał ponad dwa metry wysokości z zamontowaną windą i
uchwytami do mocowania wózków. Podłoga pokryta bordowymi płytkami była śliska
od środka dezynfekcyjnego drażniącego nozdrza, sceneria jak z filmu ‘’Hostel’’.

Z pierwszym wózkiem z nereczkami nie miałem
problemu, niestety wózek z sercami źle zaczepiłem i zamiast w kielichu młynka,
serduszka podskakując i odbijając się od ścian ‘’rozbiegły’’ się po podłodze. Panika!!! Co robić ?!! , wywalą na
zbity pysk i jeszcze odszkodowanie będę musiał zapłacić !

Serca wołowe kolorem i kształtem przypominają
piłki do rugby,

długo się nie namyślając zamieniłem się w Gortata, latałem za
tymi serduchami i tylko się modliłem żeby mnie nikt nie nakrył , udało się, i po
chwili wszystkie wylądowały w ‘’koszu’’ gotowe
do zmielenia.

Jeszcze wiele tygodni po tym jednoosobowym ‘’meczu’’
żyłem w stresie , codziennie czytałem Västerbottens Kuriren i Västerbottens
Folkblad
w nadzieji że nie znajdę notatki o jakiejś tajemniczej
epidemii wśród koneserów Norrlands Pölsa.

Nikomu chyba nic się nie stało, co najwyżej
jakiś wielbiciel ‘’NP.’’ dostał sraczki , chociaż środek dezynfekcyjny powinien
zabić bakterie , w każdym razie sprawa już się przedawniła ?